Policja ujawniła dwa nagrania rozmów telefonicznych, które mają tłumaczyć, jak doszło do interwencji policji w sprawie pani Joanny w Krakowie, które to wydarzenia poruszyły opinię społeczną, uruchomiły lawinę negatywnych komentarzy wśród polityków opozycji i spowodowały falę hejtu pod adresem mundurowych.
Nagrania lekarki rzucają nowe światło na sprawę
Na nagraniach słychać, jak lekarka zgłasza najpierw w rozmowie z dyspozytorką telefonu alarmowego, a później tłumaczy policjantowi, który otrzymał zgłoszenie od dyspozytorki, że jej stała pacjentka twierdzi, że popełni samobójstwo. Jak wynika z rozmowy kobieta jest sama w domu, w bardzo złym stanie psychicznym, bo jak twierdzi, właśnie dokonała aborcji i nie może znieść tego, co się stało. Groziła, że za chwilę zażyje leki, bo nie może sobie poradzić z tym, co zrobiła. Lekarka cały czas, trzymając roztrzęsioną pacjentkę na linii, zadzwoniła jednocześnie na pogotowie, by powiadomić o groźnej sytuacji. Dyspozytorka numeru alarmowego poinformowała lekarkę, że przekazuje kontakt do dyspozytora medycznego i zgodnie z procedurą będzie musiała jednocześnie powiadomić policję o zaistniałej sytuacji. Po jakimś czasie policjant oddzwania do lekarki, która potwierdza wcześniejsze informacje zgłoszone dyspozytorce.
"Pani Joanna ani przez moment nie była osobą zatrzymaną"
- Chcę jasno i wyraźnie podkreślić, że pani Joanna ani przez moment nie była osobą zatrzymaną; wobec niej nie użyto też żadnych środków przymusu bezpośredniego - podkreślał na konferencji komendant główny policji gen. insp. Jarosław Szymczyk.
Szef policji zaznaczył, że policjanci od momentu podjęcia interwencji ponosili odpowiedzialność za zdrowie i życie pani Joanny. - Po zakończeniu tych czynności został zabezpieczony protokolarnie telefon komórkowy - dodał.
- Ani przez moment nie wykonywaliśmy czynności ukierunkowanych na jej osobę. Jedyne co, to robiliśmy wszystko, aby nie dopuścić do zamachu samobójczego i aby zabezpieczyć dowody pozwalające nam na zidentyfikowanie osób, które sprzedały jej te medykamenty i sprawdzenie po pierwsze legalności, a przede wszystkim bezpieczeństwa tych środków, które zostały przez panią Joannę zakupione, a być może zakupione też przez inne osoby - powiedział Szymczyk.
- Wobec pani Joanny nie używaliśmy żadnych środków przymusu bezpośredniego. Nawet siła fizyczna nie była wykorzystywana wobec pani Joanny - zaznaczył szef policji.
Przekazał też, że do tej pory nie odnotowano też żadnej skargi na działanie funkcjonariuszy policji. - Pomimo tak wielu oskarżeń, które w przestrzeni publicznej się ostatnio pojawiają, nie odnotowaliśmy - a przynajmniej nie wiemy o tym - aby ktokolwiek złożył zawiadomienie do prokuratury, jakoby policjanci przekroczyli swoje uprawnienia - podkreślił Szymczyk.
Szymczyk: "Nie potwierdzam poleceń dotyczących kasłania"
Szymczak pytany przez dziennikarzy, czy wszystkie osoby, które policjanci ratują przed samobójstwem, są traktowane w taki sam sposób, jak ujawniono podczas konferencji oraz czy w podobnych tego typu przypadkach stosowane są takie działania, jak m.in. rewizja osobista zajął jasne stanowisko. - Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której mamy do czynienia z osobą usiłującą popełnić samobójstwo, abyśmy nie przeprowadzili przeszukania tej osoby pod kątem posiadania przedmiotów, narzędzi czy być może substancji, które mogłyby służyć do popełnienia tego samobójstwa - powiedział.
- Nie potwierdzam poleceń dotyczących kasłania, natomiast też chcę powiedzieć, że w wyniku tych czynności kontrolnych ustaliliśmy, że policjantka prosiła o możliwość również skontrolowania dolnej części bielizny, ale po informacji od pani doktor, że przed chwilą przeprowadziła badanie tych okolic, policjantka odstąpiła od tych czynności - dodał komendant.