Do zdarzenia doszło po zakończeniu niedzielnej manifestacji na pl. Zamkowym w Warszawie. Według ratusza pod Zamkiem Królewskim zebrało się 80–100 tys. zwolenników pozostania Polski w Unii Europejskiej. Dla niektórych wrażeń było za mało. Po trwającym około dwie godziny wiecu kilkaset osób pomaszerowało w kierunku siedziby PiS na Nowogrodzkiej, by tam wyrazić swój sprzeciw przeciwko polityce partii rządzącej. Jedną z osób w pochodzie był 18-letni syn siostry premiera Morawieckiego, który w pewnym momencie odpalił racę. Na interwencję policji nie trzeba było długo czekać...
– Stałam obok Franka, kiedy odpalił racę – mówi „Super Expressowi” aktywistka Wiktoria Magnuszewska (20 l.) z młodzieżowego forum LGBT+. – Po tym, jak raca przestała się palić, czyli po około dwóch minutach, policja zaczęła interweniować. Rzuciło się na niego paru policjantów, otoczyli go w kordon, położyli go na ziemię, zakuli w kajdanki. Widziałam, że policjant trzymał nogę na jego głowie. Ta agresja ma zastraszać manifestujących przed uczestnictwem w takich wydarzeniach – relacjonuje Magnuszewska.
>>>Siostrzeniec Morawieckiego skopany na proteście Tuska? "Kopali mnie, gdy leżałem". Policja komentuje
Inną wersję wydarzeń przedstawia policja. – Osobiście oglądałem wszystkie nagrania z miejsca zdarzenia i nie było żadnej takiej sytuacji. Policjanci użyli siły wobec osoby odpalającej racę, żeby odciągnąć ją od tłumu. Nie złożono żadnej skargi na działania policjantów, co prawdopodobnie podyktowane jest odpowiedzialnością, jaka ciąży na osobach składających fałszywe zeznania – mówi „Super Expressowi” rzecznik prasowy policji Sylwester Marczak. Magnuszewska mówi, że Broda takie zażalenie złoży lada dzień.
>>>Siostrzeniec Morawieckiego: Jestem gejem i chcę adoptować dziecko. Franek Broda przerywa milczenie
>>>Kim jest siostrzeniec Morawieckiego, Franek Broda?