- Przedstawiciele samorządu odpowiedzieli pytaniem: "jeśli widzą państwo możliwości wstrzymania spektaklu zgodnie z ideą niewprowadzania cenzury, prosimy o ich wskazanie". Bez cenzury chyba rzeczywiście się nie da?
- Odpowiadam im, że władza i wolność wiąże się z odpowiedzialnością. I jeżeli oni widzą możliwość korzystania z wolności bez odpowiedzialności, to powinni się głęboko zastanowić nad tym, co czynią.
- Zmiany w mediach publicznych mają być wprowadzone w ciągu 3-6 miesięcy. To będzie przejęcie TVP przez PiS z rąk PO? Wszystkie rządy to robiły, żaden nie chciał przyznać. Może warto powiedzieć wprost: to media rządowe?
- Nie robimy tego, co inni, bo robimy absolutnie nową rzecz. Zmieniamy ustrój mediów publicznych, który od 23 lat jest błędny. Media publiczne są spółkami prawa handlowego i muszą tłumaczyć się przed ministrem skarbu. Czyli przed politykiem, członkiem jakiejś partii, od którego dostają absolutorium! I muszą wykazywać, że przynoszą zysk, a nie czy wypełniają swoją misję. To patologia. Dodatkowo chcemy zmienić sposób finansowania...
- Krążyła plotka, że znikną reklamy. Co bardzo ucieszyło stacje prywatne.
- Nie znikną. Donald Tusk zamordował abonament, ale chcemy zaproponować 3-4-krotnie wyższe finansowanie ze środków publicznych. Rynek reklamowy rozwija się jednak na tyle dynamicznie, że nie ma powodu dalszego ograniczania na nim mediów publicznych. I tak nie mają prawa do przerywania programów i filmów.
- Będzie podlegał panu m.in. Państwowy Instytut Sztuki Filmowej. W PISF też będą takie zmiany jak w TVP?
- Przypomnę, że Prawo i Sprawiedliwość głosowało za powstaniem PISF. Przed tym polski film znajdował się w poważnym kryzysie. Utworzono ten mechanizm finansowania i przyniósł dobre efekty. Powstaje coraz więcej filmów, coraz lepszej jakości. Modne jest dziś słowo "audyt" i w dialogu z twórcami filmowymi będziemy chcieli dokonać takiego przeglądu funkcjonowania PISF po 10 latach. Zobaczymy, czy zmiany są potrzebne.
- Ogłosiliście konkurs na film o historii Polski. To ma być ta produkcja w hollywoodzkim stylu, o której mówił w kampanii Jarosław Kaczyński?
- Brakuje nam wielkich fresków historycznych, które przekazywałyby polską narrację z różnych wydarzeń. Narzucana jest narracja zewnętrzna, która Polsce szkodzi.
- Filmy historyczne, o których zapewne pan myśli, mają odpowiednio wielkie budżety...
- To prawda. PISF ma rocznie 120-150 mln zł na produkcję wszystkich filmów. Mamy świadomość, że wielkie produkcje historyczne w tym budżecie się nie zmieszczą. Dlatego będziemy rozmawiać z instytucjami państwowymi i samorządowymi o jakimś montażu finansowym, który na to pozwoli. I ogłaszać konkursy na scenariusze...
- Politycy oceniający scenariusze, to też będzie budziło kontrowersje...
- Kilka lat temu przeprowadzono konkurs na scenariusz filmu o Powstaniu Warszawskim. Przysłano 12 prac, trzy filmy na ich podstawie zrealizowano. I nie było kontrowersji. I nie powinno ich być w konkurach na scenariusz filmu np. o Janie Karskim czy rotmistrzu Pileckim.
- Przy całym szacunku dla polskich aktorów, świat zapewne nie zwróci na nich takiej uwagi, jak zwróciłby np. na de Niro lub Day-Lewisa grających Piłsudskiego. A oni kosztują.
- Mamy wybitnych twórców, ale do wielkich fresków robiących wrażenie nie tylko na polskich widzach potrzeba budżetów i nazwisk rozpoznawalnych na świecie. I będziemy się nad tym zastanawiać.
- Jednym z wielkich nazwisk kina jest Roman Polański. Jako wiceminister kultury będzie się pan pokazywał z nim jako z wielkim twórcą czy też będzie unikał osoby oskarżanej o gwałt na nieletniej?
- Trzeba respektować wyrok polskiego sądu, a on orzekł przedawnienie. Uważam tę historię za zamkniętą, choć jakiś niesmak pozostanie. W filmach Polańskiego, jeżeli dotykają sprawy Polski, jest ona pokazywana zawsze w dobrym świetle. Np. w "Pianiście". Z jego dorobku wynika, że jest to dobry ambasador polskiej kultury na świecie.