Tysiące osób wraca z urlopów do kraju. Polacy nie lądują jednak samolotem np. w Warszawie, czy Gdańsku, bo ich przewoźnik nie zostaje wpuszczony. Aktualnie najczęstszym rozwiązaniem jest lot do Niemiec. W grę wchodzi lotnisko m.in. w Monachium, Berlinie, czy Dreznie. Uwaga: w Niemczech zarażonych koronawirusem jest ponad 23 tys. osób, a np. w Bawarii wprowadzono stan klęski. Zarazić się nie jest więc trudno.
Po wylądowaniu na lotnisku naszych zachodnich sąsiadów czas na przeprawę do granicy (autobusem, pociągiem lub wynajętym samochodem). Testy zdrowotne przy wjeździe do Polski? Kompleksowe badanie, wywiad medyczny na przejściu? Żarty!!! Diagnoza trwa dosłownie kilka sekund. Sanitariusz np. na przejściu pieszym w Zgorzelcu przykłada nam na chwilkę termometr do czoła. Następnie trzeba wypełnić kartę kwarantanny. - Najważniejsze! Wpisać adres pod którym będą państwo przez najbliższe 14 dni – pouczają.
Teoretycznie od tego momentu powinna się zacząć kwarantanna. Ale... Co z osobami, które wracają do Warszawy czy Białegostoku? One muszą przejechać pół lub całą Polskę. Przekraczający granice pieszo w Zgorzelcu najczęściej udają się na miejscowy dworzec PKP. Mijają ludzi, kolejne osoby spotykają w pociągu, który najpierw jedzie około 2 godz do Wrocławia. Na Dworcu Głównym we Wrocławiu często muszą spędzić kilka kolejnych godzin. Obok nich przechodzą dziesiątki, jeśli nie setki osób. Podróż od granicy do domu trwa nawet kilkanaście godzin. Podróżujący potencjalnie zarażają, a także sami mogą zostać zarażeni.
Rozwiązanie problemu wydaje się bardzo proste: to zgoda, by na polskich lotniskach lądowały samoloty rejsowe różnych przewoźników tylko z Polakami na pokładzie. Bo taka kwarantanna to fikcja!