Co się stało? Kiedy nie wiadomo o co chodzi, to na pewno o pieniądze. Kiedy w 2008 roku premier mówił o abonamencie telewizyjnym jako "haraczu ściąganym z ludzi" i jego zniesieniu - zachwyciliśmy się nim. I przestaliśmy płacić. I co trzeba tu dodać koniecznie - była to jedyna skuteczna akcja naszego premiera. Naród go pokochał, bo usprawiedliwiając nasze niepłacenie w celu osłabienia telewizji publicznej właściwie... zostawiał w naszych portfelach pieniądze. Niewielkie i nie swoje, ale zawsze.
A kiedy w 2011 nasze Słońce Peru majstrowało przy OFE, przenosząc do ZUS-u lwią część naszych oszczędności (niektórzy twierdzą, że kradnąc do ZUS-u, ale to ludzie małej wiary), chcieliśmy wierzyć, że jak Robin Hood zabiera krwiopijcom, żeby zabezpieczyć interesy biednych. Jednak tych wierzących było mniej, stąd i sondaże już były nietęgie.
A kiedy nasz premier naprawdę zabrał nam pieniądze, wydłużając wiek emerytalny do 67 lat i zmuszając do dłuższego łożenia na system, szczególnie kobiety, sondaże oddały to w sposób bezlitosny. Więcej ludzi ufa Antoniemu Macierewiczowi, najbardziej ośmieszanemu przez PO politykowi PiS (to ze strachu?), niż szefowi rządu.
Bo ludzie widzą, Tusku, że nic im nie dajesz, a odbierasz coraz więcej. Mało tego, zrozumieli, że abonament na tv też będą musieli płacić. I widzą też rząd nieporadny, złożony na obraz i podobieństwo - kogo? Zgadnij premierze. To wszystko do przemyślenia w długi majowy weekend.