Problem w tym, że rzadko kiedy kampania szyderstw i obelg zmusiła kogokolwiek do zmiany zdania. Zazwyczaj bywa odwrotnie. Dlatego warto się przyjrzeć źródłem tych strachów, bo, wbrew pozorom, tkwią one głęboko w społecznej świadomości i są produktem ubocznym całego współczesnego dyskursu politycznego.
Po pierwsze, przez ostatnie 50 lat wmawia się powszechnie, że państwo jako instytucja nie działa, a społeczeństwo, jak bajała Margaret Thatcher, nie istnieje. A skoro państwo nie działa, to w jaki sposób może sprawdzić coś tak skomplikowanego, jak działanie uboczne szczepionek? Retoryczne umniejszanie państwu i zwiększanie stopnia skomplikowania wiedzy szczepionkowej (to wiedza dla specjalistów) sprawia, że ludzie nabierają podejrzeń, czy to nijakie państwo potrafi zapewnić im bezpieczeństwo. Zwłaszcza, iż rzeczywiście państwo polskie działa coraz słabiej, a głównym argumentem proszczepionkowców jest podkreślanie, jak długi i szczegółowy jest proces dopuszczania leków do obrotu. Tymczasem, z oczywistych względów, teraz ten okres jest skrócony, co z tylko podejrzenia sceptyków wzmaga.
Po drugie, zwolennicy państwa i przeciwnicy prywatnego korporacjonizmu od lat podkopują zaufanie do wielkich korporacji, co oczywiście ma swoje realne podstawy i dobrze uzasadnione argumenty. Niemniej, efektem ubocznym jest niechęć od Big Pharma, czyli największych korporacji farmaceutycznych. Teraz te same osoby, które powtarzają, że nie należy ufać wielkiemu kapitałowi, przekonują, że akurat w przypadku leków ufać jednak należy. A to rodzi kolejne podejrzenia.
Po trzecie, wreszcie, żyjemy w czasach nowego populizmu płynącego na fali rewolucji cyfrowej. Do populizmu odwołuje się prawica, lewica oraz liberałowie. Tymczasem zwyczajowym efektem tej fali jest strącanie dotychczasowych autorytetów i zastępowanie ich innymi. Nie chodzi tylko o naukowców, ale także o dziennikarzy i publicystów, którzy kiedyś pełnili rolę „gatekeeperów”. Dziś już tej roli nie pełnią. Dowolność opinii i w pełni otwarte ramy dyskusji, oznaczają także zalew opinii kłamliwych i bałamutnych.
Wszystko powyższe powoduje, że strachy są realne. Albowiem problem z akceptacją szczepionek nie jest problemem z brakiem wiedzy medycznej społeczeństwa, która być może jest na najwyższym poziomie w historii. To jest problem braku zaufania. Przeżywamy właśnie ogromny kryzys zaufania, a odmowa szczepień jest tylko jednym z jego objawów. Antyszczepionkowcy, rozumiani jako zorganizowany, sekciarski ruch antynaukowy, doskonale te strachy wyczuwają i karmią nimi społeczeństwo.
Problem w tym, że nie do końca rozumieją je zwolennicy szczepień. Wobec czego zamiast tłumaczyć, jak choćby ostatnio robi to na Twitterze lewica, wolą wyzywać innych od ciemniaków i foliarzy. A to prosta droga do kolejnej, antynaukowej katastrofy.