"Super Express": - Kierowany przez pana zespół nie rozpoczął jeszcze prac, a zdążył pan powiedzieć o olbrzymiej odpowiedzialności rządu za katastrofę smoleńską. Nie za wcześnie?
Antoni Macierewicz: - Polityczna odpowiedzialność jest faktem, a nie sprawą politycznego sporu. Ponoszą ją ci, którzy doprowadzili do odsunięcia prezydenta od wspólnej z premierem wizyty w Katyniu. Doprowadzili do skandalicznego bałaganu z samolotami rządowymi oraz nieustannych ataków, przekraczających granice walki przeciwko prezydentowi Kaczyńskiemu. Ta odpowiedzialność jest jasna. Wiadomo, skąd wzięła się atmosfera, która doprowadziła do drugiego lotu i tragedii.
- Stwierdzenie o jednym locie łatwo zdezawuować mówiąc, że wówczas mogliby zginąć i prezydent, i premier. Krytykowano też zabranie do jednego samolotu tak wielu istotnych postaci
- I chciałbym, żeby wszystkie te sprawy zostały bardzo solidnie zbadane. Wówczas okaże się, czy nasza intuicja zostanie zweryfikowana pozytywnie czy też nie. Warto dojść do prawdy, niezależnie od tego, kto w tej sprawie dziś się myli. I jeżeli okaże się, że nie mamy racji, nie będę się tego wypierał. Za każdą z tych procedur ktoś stał, ktoś ma obowiązek za nią odpowiadać.
- Sprawę samolotów rządowych odwlekały wszystkie rządy. Jeden z przetargów unieważnił Aleksander Szczygło, który zginął w katastrofie.
- To jest dalszy ciąg tej samej kwestii. Trzeba sprawdzić, jak wyglądał przetarg na naprawę samolotu jesienią 2009 r. Ktoś odpowiada za powierzenie tego firmie, która przekazała sprawę do zakładów w Samarze, a nie tam, gdzie zawsze naprawiano prezydencki samolot. I tak jest ze wszystkimi szczegółowymi procedurami i decyzjami, które złożyły się na tę tragedię. Polacy powinni wiedzieć, kto ponosi za nie odpowiedzialność. I czy jest to tylko odpowiedzialność moralna, polityczna, czy może i karna.
- Dojść do prawdy ma prokuratura. I ma ku temu większe możliwości niż zespół parlamentarny. Po co powołaliście zespół, który nie ma niemal żadnych uprawnień?
- To prawda, ale rozszerzmy tę kwestię. Większe możliwości w tej sprawie niż nasz zespół ma także premier Tusk, minister Miller, rząd, prokuratura. Tymczasem po czterech miesiącach dowiadujemy się, że przy sekcji zwłok nie było prokuratorów! Ba, nie było przy niej polskich patomorfologów! Choć zarówno posłów, jak i opinię publiczną zapewniała o ich obecności minister Ewa Kopacz, działająca na zlecenie premiera. I właśnie na tym polega różnica, że zespół, który powołaliśmy, chce wykorzystać wszystkie możliwości wyjaśnienia tej tragedii. A inne instytucje mają możliwości, które nie są wykorzystywane. Patrząc na inne instytucje, nie jestem przekonany, czy wyjaśnienie tej sprawy jest dla nich najważniejsze.
- Sprawę wyjaśnienia tragedii przyspieszyłoby uzyskanie wszystkich materiałów od Rosjan. Nie udało się to prokuraturze, tym bardziej nie uda się zespołowi posłów opozycji.
- Powiem jasno - nie wiem, czy ktokolwiek ze strony polskiej naciskał na stronę rosyjską w sprawie wydania materiałów. Ton publicznych wypowiedzi władz jest wręcz przeciwny. Z wystąpień premiera Tuska wynika, że naciskać na Rosjan nie należy, bo mogliby się poczuć urażeni. Premier uważa, że zagrażałoby to polskiemu interesowi i śledztwu. W koalicji rządowej i mediach stworzyło to atmosferę wiary, że premier Putin jest najlepszą osobą do wyjaśnienia tej sprawy. Strona rosyjska, która jest żywotnie zainteresowana nieobciążaniem jej jakąkolwiek winą za tę katastrofę, mówi zaś ustami premiera Iwanowa, że niczego więcej nie dostaniemy. Lubimy narzekać, że inne narody zachowują się wobec nas nie fair. Nasz zespół zapyta jednak, czy po stronie polskiej zrobiono to, co było konieczne. Ja uważam, że nie.
- Czy zespołowi nie pomogłoby wstąpienie do niego polityków z różnych partii, a nie tylko z PiS?
- Ich brak robi wrażenie pewnego odgórnego zakazu politycznego ze strony władz innych partii. Jestem jednak optymistą. Wielu posłów rozmawiało ze mną prywatnie i mówiło, że kiedy wrzawa nieco ucichnie, chętnie do zespołu przystąpią. Trudno mi sobie wyobrazić, by za jakiś czas mogli stanąć przed wyborcami i powiedzieć, że nie chcieli zajmować się katastrofą smoleńską. Że nie obchodziło ich, że polscy archeolodzy jadą tam już czwarty miesiąc. To nawet nie jest sprawa wyborów, ale sumienia.
- Na razie zgłosił się tylko Janusz Palikot. Może należałoby go jednak przyjąć, by pokazać, że nie ma racji, ośmieszając wasze działania?
- W tej sprawie, nawet gdybyśmy chcieli, zamknęła nam możliwości decyzja Sejmowej Komisji ds. Etyki. Ukarała ona Palikota naganą, najcięższą sankcją, którą może nałożyć. Wyłączyło go to poza wspólnotę etyczną Sejmu. I jak byśmy wyglądali, gdybyśmy powiedzieli teraz, że nas stanowisko komisji na temat Palikota nie obchodzi?
- Czasem jest pan uważany za radykała. Już na pierwszej konferencji mówi pan o "zbrodni". Może to właśnie pańska postać odstrasza posłów od przystąpienia do zespołu? Nosiliby później łatkę polityków z "zespołu Macierewicza"
- Nie mam wątpliwości, że działanie pana Palikota przed i po katastrofie, ataki, poniewieranie i próba zabicia pamięci prezydenta i pozostałych ofiar tej katastrofy to była zbrodnia moralna. Co do odstraszania Zapewne są tacy, którzy podejdą do tego tak, jak pan mówi. Większość uzna jednak, że skoro ponad stu parlamentarzystów wybrało mnie na szefa tego zespołu, to wiedzą, że ja tę sprawę doprowadzę do końca. Wyborcy wybrali nas nie po to, byśmy bali się ataków mediów czy innych polityków, ale realizowali to, co do nas należy.
Antoni Macierewicz
Poseł Prawa i Sprawiedliwości, były szef MSWiA, przewodniczący zespołu parlamentarnego ds. katastrofy smoleńskiej