Problemy pani Ewy rozpoczęły się, gdy kupiła dla rodziny samochód. - Chciałam chociaż trochę poprawić warunki życia moim dzieciom, a tylko nam zaszkodziłam - mówi rozgoryczona. Fiat palio weekend okazał się totalnym wrakiem. - Popsuł się już w drodze do domu, gdy jechaliśmy nim pierwszy raz. Nie opłacało się go naprawiać, więc oddałam go na złom - opisuje pani Ewa.
W gąszczu codziennych spraw matka zapomniała dopełnić potrzebnych formalności. - Nie przerejestrowałam auta przed zezłomowaniem, a powinnam to zrobić - przyznaje kobieta. Na swoje usprawiedliwienie wymienia. imiona i wiek dzieci. Sebastian ma 3 lata, Karolinka - 4, Staś - 6, Kacper - 12, Ola - 15 , a najstarszy 19-letni Dawid jest upośledzony. - Pracy z taką gromadą jest co niemiara, problemów sporo, a utrzymujemy się tylko z niewielkich alimentów - mówi kobieta. W końcu dowiedziała się, że zezłomowała auto z naruszeniem prawa. - Myślałam, że dostanę pouczenie, nikomu przecież nie wyrządziłam żadnej krzywdy - tłumaczy teraz. Jednak wymiar sprawiedliwości nie zważał na sytuację życiową kobiety i stan jej portfela. Wyznaczył grzywnę w wysokości 100 zł. - Za takie pieniądze mamy jedzenia na kilka dni, miałam odebrać dzieciom od ust, żeby zapłacić mandat? - pyta Ewa Domagalska.
Poprosiła o zamianę grzywny na prace społeczne. - Sąd wyznaczył ich termin na luty, a ja wtedy miałam dzieci chore. Chciałam to zrobić w późniejszym czasie - mówi kobieta. Nic z tego. Przyszedł listonosz i wręczył jej wezwanie do odbycia kary w więzieniu. - Co ja zrobię z dziećmi? Chyba zabiorę je ze sobą - Ewa Domagalska ociera łzy. W zakładzie karnym w Lesznie kobieta ma się stawić 28 kwietnia. Ma tam spędzić pięć dni.
Aleksander Brzozowski, rzecznik Sądu Okręgowego w Poznaniu, tłumaczy, że takie po prostu jest prawo. - Ta pani mogła przyjść do sądu, na pewno dowiedziałaby się o możliwości rozłożenia grzywny na raty. Poza tym w każdej chwili może uwolnić się od kary zastępczej aresztu poprzez zapłatę wymierzonej jej wcześniej grzywny w kwocie 100 zł - mówi.
Marek O. przez cztery lata okradał wierzycieli, dla których miał odzyskiwać pieniądze od dłużników. 324 poszkodowanych nie zobaczyło ani grosika z 1 128 139 zł, jakie komornik sądowy cichaczem przelał na swoje konta.
Złodziejski proceder trwałby pewnie nadal, gdyby nie zapowiedziana w całym regionie kontrola kancelarii komorniczych. Marek O.uprzedził kontrolerów i sam o wszystkim powiadomił prokuraturę. Napisał też do ministra sprawiedliwości, by ten odwołał go ze stanowiska komornika. Przyznał się do winy i okazał skruchę, co zapewne będzie miało wpływ na złagodzenie kary.
Jednak na swój proces były już komornik czeka na wolności! Sąd orzekł wobec niego jedynie poręczenie majątkowe, dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju. A wygodne mieszkanie i domowe obiadki nijak się mają do więziennej celi i jadłospisu.