Dobrze, że premier Tusk uznał wreszcie, że nie sprawdza się podejście "jakoś to będzie" (czymże innym było podejście "Ukraińcy muszą dogadać się sami"?). Źle, że Ukrainę zaczął zauważać dopiero teraz, pierwszy raz w ciągu 7 lat swoich rządów.
Wiktor Janukowycz od 2002 roku już trzykrotnie był premierem Ukrainy. Od 4 lat jest prezydentem. Wiedzą państwo, ile razy w ciągu tych 12 lat spotkał się z liderem graniczącego z Polską kraju Donald Tusk?
Spotkał się jeden jedyny raz. Trzy lata temu.
Wiedzą państwo, o czym rozmawiali? Co za niespodzianka - o piłce nożnej!
To bardziej niż załamujące. Nie mówimy o Urugwaju, ale Ukrainie - kraju pełnym problemów, graniczącym z nami. Jeżeli mamy mieć premiera, który zajmuje się głównie piłka nożną, to zdecydowanie wolę Bońka.
To, co się dziś dzieje na Ukrainie, nie jest oczywiście winą Tuska. Jest przede wszystkim winą Unii Europejskiej. Gdyby Bruksela chciała zmian na Ukrainie, dałaby jej na to szansę. Przy podobnej, a nawet większej niechęci do Turcji zachowywała się przez lata wobec Ankary zdecydowanie inaczej. Zachód nie chciał Turcji w UE, tak jak nie chce Ukrainy. Zdecydował się jednak zwlekać, kluczyć, oszukiwać, ale zarazem dawać nadzieję i zachęcać do zmian. Rzeczywistość dzisiejszej Turcji w porównaniu z tą z lat 60. to także zasługa tych obietnic i rozbudzonych nadziei.
Zobacz też: Mirosław Skowron: Czas na lex Trynkiewicz
Ukrainę wyłącznie zniechęcano.
Premiera Tuska nie mogę winić za obojętność i lenistwo Unii. Unia poczułaby się jednak zmuszona do działania, gdyby zobaczyła, że Polacy kombinują sami. Premier tego nie chciał. Za listek figowy robił u niego prezydent Komorowski, który Ukrainą zajmował się często. I chwała mu za to. Wiadomo jednak, ile w układzie władzy PO-Tusk-Komorowski znaczy dziś prezydent. Ludzie Janukowycza też to wiedzą.
Ukrainą zajmował się też minister Radek Sikorski. Niestety, akurat tu chyba lepiej by było, gdyby tego nie robił. Z wyżyn swojego ego potrafił Ukraińców głównie pouczać, że jakby się sami wzięli do roboty, to mieliby lepiej. Takie teksty to mogli puszczać Chirac, Schroeder czy Merkel, a nie kraj wlokący się w cywilizacyjnym ogonie UE.