Dziś w Gdańsku odbył się pogrzeb dwójki bohaterów, którzy zostali zamordowani przez komunistów. Dopiero po wielu latach udało się odnaleźć miejsce ich pochówku, zaś 28 sierpnia podczas państwowych uroczystości Danuta Siedziakówna "Inka" oraz Feliksa Felmanowicza "Zagończyka" zostali pochowani na Cmentarzu Garnizonowym. - To ważny dzień. Czy smutny? Bo przecież to pogrzeb... Nie, to nie jest smutny dzień. Jeżeli smucić się, to tylko z tego powodu, że aż 70 lat trzeba było czekać na ten pogrzeb i aż 27 lat po 1989 r. O ile do 1989 r. można powiedzieć, że rządził ustrój tych samych zdrajców, którzy zamordowali "Inkę" i "Zagończyka", to przecież po 1989 r. teoretycznie nie - powiedział prezydent.
Niestety, przed bazyliką Mariacką doszło do bardzo smutnych scen. Członkowie KOD-u zostali zaatakowani przez kilku mężczyzn, którzy prawdopodobnie są związani ze środowiskami narodowymi i kibicowskimi. - Popychali mnie, szturchali, próbowali mnie pobić. Zostałem skaleczony w rękę, wymagało to opatrzenia. To był zwykły bandycki atak, zgłosimy tę sprawę na policję, tak tego nie zostawimy. W agresywnej grupie były też starsze kobiety, które pokazywały w naszym kierunku środkowy palec - powiedział Gazecie Wyborczej Radomir Szumełda z KOD-u.
Wulgarne okrzyki, rzucanie w ludzi śmieciami, przemoc... Nacjonaliści potrafią sprofanować nawet pogrzeb Inki. https://t.co/Y920DiUYAY
— Adrian Zandberg (@ZandbergRAZEM) 28 sierpnia 2016
Oburzony był również Mateusz Kijowski, lider stowarzyszenia. - Przyszliśmy na tę uroczystość jako patrioci. "Inka" jest dla nas bohaterką. Nie może być tak, że jedna grupa zawłaszcza sobie prawo do patriotyzmu - ocenił.
Byliśmy w pokoju. Zostaliśmy wyrzuceni z @mkijowski z placu przed Bazyliką Mariacką. Jesteśmy poszkodowani. pic.twitter.com/lG2ona9gcl
— Radomir Szumełda (@rszumelda) 28 sierpnia 2016