Tuwim. Wylękniony bluźnierca

i

Autor: archiwum se.pl

Poeta celebryta. Recenzja książki „Tuwim. Wylękniony bluźnierca” Mariusz Urbanka

2013-12-16 17:20

W powszechnej świadomości Julian Tuwim już chyba na zawsze, tak jak Jan Brzechwa, pozostanie genialnym twórcą literatury dla dzieci. W swojej biografii wielkiego polskiego poety Mariusz Urbanek kreśli obraz nie tylko poety wszechstronnego, ale także barwnej osobowości dwudziestolecia międzywojennego i zainfekowanego komunizmem literata.

Tuwim wdarł się na poetycki firmament z siłą huraganu. Już w 1919 roku znała go cała Warszawa, a współtworzony przez niego kabaret Pikador nie miał sobie równych. Przychodzić na jego występy było w najlepszym tonie. Tak rodziła się legenda dandysa, którego zobaczyć przy stoliku w słynnej Ziemiańskiej było nie lada atrakcją. Chyba nigdy wcześniej i nigdy później żaden polski poeta nie był takim celebrytą, jak wówczas Tuwim. Jak nikt inny potrafił wywołać skandale jednym swoim wierszem. Jego „Wiosna” wzburzyła konserwatywną publiczność dosadnym językiem, jakim w poezji przed Tuwimem nie pisał nikt. Pacyfistyczny manifest „Do prostego człowieka”, w którym wzywał, by „rżnąć karabinem bruk ulicy” oburzył sfery rządowe, a poetą zainteresował się nawet rząd. Również przyjaciele oskarżali go o defetyzm w czasach, gdy trzeba było bronić się przed wzrastającymi w siłę wrogami otaczającymi Polskę.

 

Czysto poetycko dla księcia poetów, jak już wtedy go nazywano, był to najpłodniejszy okres, w którym oprócz pisania wierszy, hurtowo produkował niezrównane skecze, dowcipy, piosenki, które podbijały życie kabaretowe ówczesnej Warszawy. Do tego dochodziła pasja zbieracza i wielbiciela języka polskiego, który z niezwykłym zacięciem kolekcjonował największe kurioza powstałe na łonie ojczystej mowy. Był fanem grafomańskich wyczynów domorosłych wierszokletów. Wszystko to publikował w „Wiadomościach literackich”. Tuwim był wszędzie. Nie każdemu jednak taki stan rzeczy odpowiadał.

 

Podpadł szczególnie prawicy, która na łamach endeckich periodyków mieszała go z błotem. Żółć burzyło w nich żydowskie pochodzenie Tuwima, które miało dyskwalifikować go jako polskiego poetę. On sam bardzo osobiście przyjmował wylewane na niego kubły pomyj. Słynne „Próżnoś repliki się spodziewał / Nie dam ci prztyczka ani klapsa / Nie powiem nawet pies cię je*ał / Bo to mezalians byłby dla psa” to jego replika na jedną z endeckich zaczepek, która swoją żywotność wykazuje do dziś. W końcu całkiem niedawno w ten poetycki sposób na sali sejmowej dyskutował z Januszem Palikotem Leszek Miller. Antysemickie wycieczki osobiste dotknęły nawet tak niegroźnych utworów jak wiersze dla dzieci, w których zatrwożeni działacze katoliccy widzieli podprogowy przekaz bolszewickiej propagandy!

 

Wszystko w Tuwimie zmieniła wojna. Nazistowska nawała i kroczące wraz nią antysemickie nastroje skłoniły go do spojrzenia łaskawszym okiem na komunizm, w którym widział jedyną szansę na powstrzymanie rasistowskich tendencji w Europie. Po ataku hitlerowskich Niemiec na Związek Radziecki Tuwim z całą mocą opowiedział się po stronie Stalina i z emigracji w Stanach Zjednoczonych wspierał budowę komunistycznego porządku w powojennej Polsce. Naraził się tym oczywiście na ostracyzm ze strony inteligenckiej emigracji. Odwrócili się od niego także dawni przyjaciele. Tuwim tego oburzenia nie rozumiał. Tym bardziej, że był już wtedy pod wpływem sowieckich agentów, którzy mieli za zadanie utrzymać go przy komunizmie, by swoją twarzą uwiarygadniał polityczny desant z Moskwy. Urbanek tłumaczy to ogromną naiwnością poety, który, jak przyznawał Antoni Słonimski, miał mgliste pojęcie o niuansach polityki.

 

Sam Tuwim za romans z komunizmem zapłacił nie tylko wizerunkowo, ale także twórczo. Po powrocie do Polski nie stworzył już żadnego wielkiego dzieła. Ostatni wybitny utwór, „Kwiaty polskie” powstał na emigracji. Tuwim tworzył już głównie polityczne agitki, opiewające wielkość Stalina i stworzony przez niego system. Miał też tego pecha, przyznaje Urbanek, że w przeciwieństwie do wielu ludzi kultury, nigdy nie dostał szansy, aby wytłumaczyć się ze swojego zaangażowania w PRL. Zmarł w grudniu 1953 roku, tuż przed nastaniem odwilży i oficjalnym odrzuceniem stalinizmu.

 

Tak złożoną postać poznajemy w książce Mariusza Urbanka. Autor doskonale poradził sobie z ogromem postaci Tuwima. Przedstawił każdy znany aspekt jego życia, doskonale rozkładając akcenty między tragizmem swojego bohatera, a jego bisurmańskim obliczem. Skrzy się w biografii pióra Urbanka od anegdot, które przez całe życie Tuwimowi towarzyszyły. Np. tej, kiedy na przyjęciu spotkał się z endeckim publicystą Adolfem Nowaczyńskim. W pewnym momencie Nowaczyński wygłosił toast:

- Panie i Panowie! Nie ma literatury polskiej bez Adama Mickiewicza, nie ma Adama Mickiewicza bez "Pana Tadeusza", nie ma "Pana Tadeusza" bez Jankiela... Zdrowie Juliana Tuwima!
Na replikę nie trzeba było długo czekać:
- Panie i Panowie! Nie ma literatury polskiej bez Adama Mickiewicza, nie ma Adama Mickiewicza bez "Pana Tadeusza", nie ma "Pana Tadeusza" bez Jankiela, nie ma Jankiela bez cymbałów... Zdrowie Nowaczyńskiego!
Cały Tuwim.

 

Mariusz Urbanek, Tuwim. Wylękniony bluźnierca, Wydawnictwo Iskry 2013