„Super Express”: – Nie milkną echa po podpisaniu przez prezydenta rozporządzenia dotyczącego podwyżek dla posłów i senatorów. Część społeczeństwa nie godzi się na podniesienie płac politykom. Rozumie pan tę niechęć?
Jakub Majmurek: – Pani redaktor, zacznę trochę inaczej.
– To znaczy?
– Polscy politycy rzeczywiście zarabiają zbyt mało i powinni zarabiać zdecydowanie więcej niż obecnie.
– Podwyżki o 60–75 proc. nie są „małymi podwyżkami”…
– Zgadza się. Podwyżka między 60–75 proc. to podwyżka skokowa. Lepiej gdyby ta podwyżka była rozłożona w czasie, czyli np. wprowadzamy podwyżki, które będą wdrażane przez kilka kolejnych lat. Nie od razu.
– Wiele osób, które negują omawianą koncepcję, twierdzi, że obecny czas nie jest dobry na takie podwyżki. Borykamy się bowiem z pandemią koronawirusa i kryzysem gospodarczym. Rzeczywiście?
– Faktycznie, mierzymy się ze skutkami pandemii, galopującą inflacją i problemami związanymi z zatrudnieniem w budżetówce, gdzie pensje pracowników są często bardzo niskie. A warunki pracy nieciekawe. Do tego zapowiadany na wrzesień strajk pracowników systemu ochrony zdrowia. Jednak to nie powinno mieć wpływu na pensje polityków. Politycy zarabiają za mało. Proszę przypomnieć sobie sytuację, gdy prezes PiS zabrał pensje politykom. Najpierw wypłacono słynne premie, potem odebrano pensje.
– Ile w takim razie powinni zarabiać politycy, aby obywatele mogli to zaakceptować?
– Ciężko powiedzieć. Jednak na pewno warto, aby ewentualne podwyżki były oparte na jakichś danych. Sposób dojścia do wysokości podwyżek powinien być przejrzysty i uzasadniony tak, aby obywatele nie mieli żadnych wątpliwości co do wysokości pensji. Proszę zwrócić uwagę, że kontrowersje związane z podwyżkami to paliwo dla opozycji.
– Co chce pan przez to powiedzieć?
– Konfederacja i PO dostały paliwo do tego, aby krytykować PiS w kontekście podwyżek. Nie skupiamy się na sensie podwyżek, a na tym, że przyznając podwyżki posłom, odbieramy pieniądze innym. Ten argument nie jest trafiony.
Rozmawiała Sandra Skibniewska