W szczególności argumenty, że w ten sposób naruszana jest ich wolność i że mają prawo narażać swoje zdrowie, bo to ich wybór i robią to na własny koszt. Wyjątkowo kłamliwe to argumenty.
W Polsce palaczy jest ok. 10 milionów. A to znaczy, że zdecydowana większość nie przepada za tytoniem i ma prawo nie wdychać śmierdzącego i zabójczego dymu, do czego była do tej pory zmuszana. Póki co we własnych czterech ścianach palić będzie można do woli. Nikt nałogowcom tego nie zabrania. Zabrania się im tylko trucia innych.
Przeczytaj koniecznie: Od poniedziałku zakaz palenia. Wchodzi w życie ustawa zakazująca palenia w miejscach publicznych
A co do decydowania o własnym życiu, to teoretycznie palacze mają rację - ich życie, ich wybór. Chcą mieć nowotwór krtani i przełyku albo przewlekłą obturacyjną chorobę płuc, to nic mi do tego. Ale tylko teoretycznie. Z budżetu państwa (czyli m.in. z podatków moich i innych niepalących) każdego roku wydawanych jest 18 miliardów złotych na leczenie chorób odtytoniowych.
Patrz też: Papierosy drożeją - palacze dostaną po kieszeni (GŁOSUJ!)
Gdyby nie tytoniowy nałóg, pieniądze te można by przeznaczyć na inny cel, na przykład na pomoc dzieciom z nowotworami. Tak więc, jak ktoś chce się sam truć papierosami, niech to robi, ale powinien być konsekwentny i sam płacić za późniejsze swoje leczenie. A może tak nałogowi palacze powinni płacić wyższą składkę zdrowotną? Nic tak nie przemawia do wyobraźni, jak uderzenie po kieszeni.