„Super Express”: - Jak można zdefiniować politykę Polski wobec państw obszaru ostsowieckiego?
Agnieszka Romaszewska-Guzy: - Po pierwsze: nie jest
i nie może być jedna. Polityka wschodnia jest zestawem polityk w stosunku
do różnych krajów – każdy z nich ma swoją
specyfikę i wobec każdego z nich
mamy inny zestaw możliwości i inaczej liczy się nasz
potencjał.
Czego chcemy na kierunku wschodnim?
Przede wszystkim
podmiotowości – kluczem do niej jest prowadzenie własnej polityki na wschód
od naszej granicy. Bez polityki wschodniej nie istniejemy w Unii
Europejskiej. Nie potrafię się zgodzić z takimi tezami, jak ta, którą
stawia np. współtwórca Ośrodka Studiów Wschodnich Bartłomiej Sienkiewicz:
że możemy prowadzić tylko taką politykę wschodnią, która będzie wypadkową
oczekiwań Unii Europejskiej. Przecież my się w Unii liczymy o tyle, o ile
niesiemy jakąś wartość dodaną albo odjętą.
Skoro nie pociągniemy
kolumny marszowej, to przynajmniej będziemy pałętać się pod
nogami?
Nawet niosąc kłopoty – stajemy się zauważani.
Podobnie myślał
Herostrates...
Kraj, który jest grzeczny i zawsze potakuje niezależnie od
swoich realnych interesów – rezygnuje z posiadania woli do kształtowania geopolitycznego środowiska, w którym jest osadzony. Bo to nie jest tak,
jak w staropolskim powiedzeniu: siedź w kącie a znajdą cię.
Ale mówi się
też: zgoda buduje, niezgoda rujnuje. Dlaczego proponuje nam pani
warcholstwo?
Nie proponuję warcholstwa. Jeżeli silniejsi od nas prowadzą na Wschodzie politykę dobrą dla nas – jest ona po prostu dla nas dobra. Jeżeli prowadzą złą – nie możemy się na to zgadzać, nie możemy przytakiwać.
Niemcy ponad naszymi głowami dogadali się z Rosją na
temat gazociągu omijającego polskie terytorium. Handlują z Rosją na całego.
Czy nie mogliśmy przyhamować z krytykowaniem Rosji i zacząć robić z nią interesy?
To nie była nasza wola. To Rosja przez lata nie była
zainteresowana rozmawianiem z nami – orientowała swoją politykę wyłącznie
na Europę Zachodnia, zwłaszcza na Niemcy. Gdy jeszcze dwa lata temu pytano
mnie, co możemy zrobić, żeby dogadać się Rosją, to odpowiadałam, że
niewiele
możemy zrobić, bo Rosja ma nas w nosie cokolwiek byśmy nie
zrobili. Moim zdaniem zasługą tzw. awanturniczej polityki Kaczyńskich jest
to, że Rosja w końcu uznała, że musi problem Polski jakoś zacząć rozwiązywać. Pierwszy raz znaleźliśmy się w orbicie jej realnej polityki.
Rosja wybrała sobie partnera do dogadania się. Akurat nie
byli nim bracia Kaczyńscy. Tego chyba nie planowali...
To że Rosjanie
wybrali sobie partnera – ich prawo. To, że tak łatwo dajemy się rozgrywać
jest jednym z największych błędów naszej klasy politycznej. Jak mówili
Rzymianie, historia jest nauczycielką życia. Główny problem I
Rzeczypospolitej polegał na tym, że była rozgrywana
przez sąsiadów
wykorzystujących jej słabości wewnętrzne.
A po co tak zabiegamy o
przemiany w Mińsku i w Kijowie? Do tej pory skorzy byliśmy oddać
Białorusinom i Ukraińcom swoją ostatnią koszulę (choćby oni jej nawet nie
chcieli), żeby tylko oddalić ich od Kremla.
Naszym celem nie jest
uszczęśliwienie ich na siłę. Europeizacja tych państw musi być celem ich
społeczeństw, a nie naszym. W naszym interesie jest wspieranie takich
tendencji – dobrze jest mieć za sąsiada kraj stabilny i
przewidywalny.
Demokratyczna idea musi mieć oparcie w masach. Większości Białorusinów, zdaje się, odpowiada sytuacja w ich kraju.
Telewizja
Biełsat, którą kieruję, nie ma zamiaru obalać reżimu Łukaszenki. Jednak za
niezwykle istotne uważam, żeby Polska współpracowała z opiniotwórczymi
elitami na Białorusi – żeby dobrze im się kojarzyła. Jest wystarczająco
wielu Białorusinów, także młodych, którym sytuacja w ich kraju jednak nie
odpowiada. I oni nie znikną ani wszyscy nie wyemigrują.
Chcemy być
atrakcyjni? Kiepska droga samochodowa kończy się na granicy naszych państw.
I droga świetna zaczyna się na Białorusi.
Reżimy autorytarne lub totalitarne
często dobrze sobie radziły z infrastrukturą: Hitler,
Mussolini...
Trudno uznać to za zarzut...
Ale mieszkałam na tzw.
lepszym osiedlu na obrzeżach Grodna i zapewniam pana, że bloki tam
wyglądały tak, jak w Polsce mało który wygląda w najgorszych dzielnicach –
były zaśmiecone, zasikane, zabazgrane.
To już „inicjatywa oddolna”, a nie
reżim. Demokracja w takim społeczeństwie miałaby taką samą jakość.
Delikatnie mówiąc, różniłaby się nieco od brytyjskiej czy
szwajcarskiej...
Ale nie od razu Kraków zbudowano.
Czy krzewienie tych
idei nie byłoby skuteczniejsze, gdyby Biełsat nadawał po
rosyjsku?
Zdecydowaliśmy się na język białoruski m. in. z przyczyn marketingowych. Stacji, które nadają po rosyjsku jest bardzo dużo, a po
białorusku nadajemy tylko my. Chcieliśmy się odróżniać.
Odróżniać się za
cenę niezrozumienia?
Nie znam Białorusina , który by nie zrozumiał po
białorusku Pomimo iż wielu białoruskich opozycjonistów, na co dzień używa
języka rosyjskiego, żaden nie domagał się, żebyśmy zmienili język. „Nadają
po naszemu” – to dla nas najlepsza wizytówka. Telewizja Biełsat stanowi coraz ważniejszą instytucją wolnego świata na Białorusi. Odnotowujemy wzrost oglądalności. Po dwóch latach nadawania stale ogląda nas ponad 150 tysięcy ludzi a kolejnych kilkaset tysięcy deklaruje, że ogląda od czasu do czasu.
Częścią naszej polityki wschodniej są też egzotyczne
sojusze – np. z Gruzją. Po co?
Myślę, że jest to pewna demonstracja
tego, że uznajemy granice, które powstały po rozpadzie Związku Sowieckiego
za nienaruszalne. One muszą być respektowane, bo inaczej w naszym regionie
robiłoby się bardzo nieciekawie. Jestem daleka od chwalenia „demokratyzmu”
Saakaszwilego,
ale militarne interwencje Rosji są niebezpieczne.
Tak bardzo się przywiązaliśmy do granic nakreślonych ręką Stalina? Nasi przodkowie pod Tobrukiem i na Monte Cassino bili się nie o to, żeby Polska jako podmiot prawa międzynarodowego istniała na Madagaskarze czy w Szczecinie, lecz w ich ojcowiźnie – Wilnie, Grodnie, Lwowie. Zdradziliśmy ich?
Absolutnie nie. Oni po pierwsze bili się o to, by Polska przetrwała razem z jej kulturą i tradycją. A stały konflikt o ziemię z sąsiadami, to przepis na poważne kłopoty. Z bliska oglądałam Serbię i Kosowo i dziękuję Panu Bogu w każdym obrządku – katolickim i prawosławnym – za to, że ciężko doświadczeni przez historię Polacy, zdecydowali się na zgodę.
Jutro odpowiedź Bartosza Węglarczyka, dziennikarza "Gazety Wyborczej"
Agnieszka Romaszewska-Guzy
Dyrektor TV Biełsat, ekspert ds. wschodnich