Jak donosi gazeta.pl, członkowie PiS są w szoku tegorocznymi poczynaniami Jarosława Kaczyńskiego. Prezes PiS najpierw wywołał wojnę wewnątrz partii i całego obozu, bo forsował "piątkę dla zwierząt", której przeciwna była nawet połowa jego parlamentarzystów. Ostatecznie Zjednoczonej Prawicy udało się przetrwać, ale nastroje nie zdążyły wystygnąć, a już wybuchła sprawa z orzeczeniem TK zaostrzającym prawo aborcyjne. Nawet parlamentarzyści PiS przyznają, że zielone światło ku temu prezes Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej musiał dać Jarosław Kaczyński.
- Początek końca PiS się zaczął od forsowania "piątki dla zwierząt" - zdradził portalowi poseł PiS. - Kaczyński wytoczył jedno działo, czyli "piątkę dla zwierząt". A zaraz potem drugie - aborcję. Sami oberwaliśmy od ich wystrzałów. Ludzie, którzy na nas głosowali, wylewają gnojówkę pod drzwi naszych biur. A teraz ludzie młodzi zapalają świeczki i krzyczą, żebyśmy "wypier…". Same straty. Jest źle- wtórował mu inny.
Inny członek PiS ostatnie poczynania swojej partii skwitował jednym słowem: "Katastrofa". - Rząd powinien się koncentrować na walce z wirusem, więc nie powinniśmy otwierać nowego frontu. Być może jest w tym jakiś głębszy zamysł, ale ja go nie widzę - rozkładał ręce inny parlamentarzysta Kaczyńskiego.
Portal dodał, że w partii krążą dwie wersje, dlaczego prezes sięgnął akurat teraz po kontrowersyjną aborcję. Pierwsza zakłada, ze po to aby przykryć porażkę walki z epidemią koronawirusa, natomiast druga, żeby scementować na nowo swój klub w Sejmie, w którym masa była sfrustrowanych i wściekłych osób. Sfrustrowanych, bo prezes połamał im kręgosłupy "lewacką" ustawą o ochronie zwierząt.