10 listopada 1918 roku na powitaniu Marszałka nie było wiwatujących tłumów. Zaledwie parę osób. Pociąg przybyły z Berlina też był skromny, składał się z lokomotywy i jednego wagonu. Piłsudskiemu towarzyszył Kazimierz Sosnkowski, który razem z nim przebywał w więzieniu w Magdeburgu. Przyjechało też dwóch niemieckich oficerów, wykonując misję bezpiecznego dostarczenia obydwu panów do Warszawy. Prosto z dworca Piłsudski pojechał do księcia Lubomirskiego, gdzie usłyszał, że tylko on może zbawić Polskę.
18 listopada 1956 roku powrócił z rozmów w Moskwie Władysław Gomułka. Na Dworcu Głównym czekały delegacje z warszawskich fabryk. Gomułka ograniczył się do krótkiego oświadczenia, ale też - zachrypnięty - nie bardzo mógł mówić. Od Terespola na każdej większej stacji czekały orkiestry, sztandary i setki ludzi. I sekretarz wszędzie przemawiał, budząc autentyczny entuzjazm i szacunek. Miesiąc wcześniej Gomułka jak prawdziwy zbawca został owacyjnie przyjęty przez pół miliona ludzi, występując na wielkim wiecu na placu Defilad.
Donald Tusk przybywa do Warszawy, aby udać się do prokuratury. Ma tam zeznawać jako świadek w śledztwie przeciwko byłym szefom Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Mieli oni przekroczyć uprawnienia, podejmując współpracę ze służbą obcego państwa bez wymaganej zgody premiera. Chodzi o umowę z Rosjanami dotyczącą zaplecza logistycznego i transportu polskich żołnierzy na misjach zagranicznych, zwłaszcza w Afganistanie. Jeśli chodziło o pomoc dla polskiego wojska, to chwała im za to. Jeśli nie poinformowali premiera, to będą mieli prawny problem, ale przecież nie o to chodzi.
Idzie o sam widok Tuska w prokuraturze, zwłaszcza że z pewnością przesłuchanie to nie będzie ostatnie. Były premier zdaje sobie z tego sprawę, zatem na tle pędzących i porozbijanych limuzyn rządowych, licznych hufców ochraniających główne postaci obozu rządzącego, prezydent Europy wysiadający skromnie z pociągu daje spory uzysk propagandowy. Jeśli jeszcze Dworzec Centralny wypełni się ludźmi oczekującymi na swego politycznego idola, to te właśnie obrazki zdominują przekazy informacyjne. Donald Tusk nie byłby sobą, gdyby tej szansy nie zauważył.