Pocałunek śmierci i rola żyrandolowa

2010-02-11 3:00

Lekceważenie, jakie Donald Tusk okazał urzędowi Prezydenta RP, nie zostało przez Polaków niezauważone. Skutek? Rosnąca w sondażach popularność Lecha Kaczyńskiego. W badaniu dla "Rzeczpospolitej" obecny prezydent wygrywa z wszystkimi kontrkandydatami w I turze wyborów.

W rankingu "Gazety Wyborczej" na tym samym etapie ma wynik równy Bronisławowi Komorowskiemu, przegrywa o kilka punktów z Radosławem Sikorskim - ewentualnymi kandydatami PO. I choć w II turze według obu gazet nie ma szans - to jest to mimo wszystko wynik budzący nadzieje na reelekcję. Szczególnie że - co wiemy - sondaże nie odzwierciedlają siły braci Kaczyńskich już podczas wyborów.

To oczywiste, że rosnąca popularność obecnego gospodarza Pałacu Namiestnikowskiego wynika z groteskowego tonu, jakim mówił Donald Tusk o prezydenturze. Wtedy, kiedy informował rodaków, że kandydować nie będzie. Tą groteską naznaczył możliwych kandydatów Platformy. Bo o prezydenturę zawalczą - idąc za wywodem Tuska - jedynie śmieszni politycy. Tacy, dla których liczy się tylko splendor, wynikający z mieszkania w Pałacu i grzania się w cieple przysłowiowego już żyrandola. W dodatku - idźmy dalej za myślą premiera - kompletnie pozbawieni władzy. Bo nie ukrywa przecież pryncypał Platformy, że jego celem jest silny urząd premiera. A oni będą pełnić tylko rolę ozdobną, ot, żyrandolową. A Polacy tego typu śmieszności nie chcą. I skutkiem tego pocałunku śmierci są coraz lepsze notowania Kaczyńskiego. No, no, no...