"Super Express": - Po konwencjach PiS wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego zazwyczaj królują w mediach przez kilka dni. Tym razem tylko jedna. Choć mocna, dotycząca Donalda Tuska: "Kim on jest? Polskim premierem czy człowiekiem na usługi"?
Marek Magierowski: - Cytat jeden, ale kampania będzie ostrzejsza od poprzedniej. Pamiętajmy, że ona się dopiero rozkręca. Nie wszyscy Polacy wrócili z urlopów i liderzy partyjni mają świadomość, że ich dzisiejsze przesłanie może wpaść w pustkę. Prawdziwą kampanię zobaczymy po 1 września. Nie unikniemy w niej mocnych, a nawet obraźliwych słów.
- Wspomniane słowa prezesa PiS o premierze są tylko obraźliwe, czy wie coś o jakimś układzie Tuska z Angelą Merkel przeciwko Francji?
- Prawda leży gdzieś pośrodku. Liderzy PiS uderzają w popularną u ich wyborców strunę, w której polska polityka zagraniczna sprowadza się do obrazu niesamodzielnego Tuska słuchającego tylko Angeli Merkel. Takie sugestie pojawiają się w wielu wystąpieniach prezesa Kaczyńskiego. Polityka zagraniczna obecnego rządu pozostawia wiele do życzenia, ale oczywiście nie jest tak, że premier realizuje wyłącznie interesy Niemiec. Ta retoryka wyborcza jest zbyt ostra i choć trafia w gusta części wyborców, to część konserwatystów może odstręczać. W kampanii nie padnie zapewne słowo "zdrajca", ale pojawi się w podtekście.
- Premier Tusk przykrył konwencję PiS propozycją debat ministrów z liderami partii Kaczyńskiego. To sensowny pomysł czy tylko pole do przerzucania się hasłami?
- Można na to spojrzeć dwojako. Po pierwsze, to sprytna zagrywka premiera Tuska. Premier ma nadzieję, że takie zestawienie da zderzenie ministrów, o których dobrze pisze się w Europie, którzy przeszli suchą stopą przez recesję, z takimi, którzy nie są poważani na Zachodzie, nie mają doświadczenia i są groźni dla Polski. PO będzie tę mantrę powtarzać i w każdej debacie będzie się starała zdeprecjonować konkurenta. Nawet gdyby np. była minister Anna Fotyga wypadła lepiej w starciu z Radkiem Sikorskim, to i tak większość mediów uzna, że lepszy był obecny szef dyplomacji. O to przecież chodzi w tej propozycji. Poza tym politycy PO korzystniej wypadają przed kamerami, są też sprawniejsi w manipulowaniu opinią publiczną. Dla PiS takie debaty byłyby bardzo ryzykowne.
- Może niekoniecznie? W starciu Kaczyńskiego z Tuskiem role z poprzedniej debaty by się odwróciły. Dziś to prezes PiS zapytałby: panie premierze, wie pan, ile kosztuje masło, chleb, mleko, cukier? A ile kosztowało, jak PiS oddawał władzę? Dla szefa PO byłoby to niewygodne.
- Tusk wyuczy się tego wszystkiego na pamięć. Ale, istotnie, łatwiej debatuje się z punktu widzenia lidera opozycji. Aczkolwiek prezes Kaczyński musiałby wrócić do swojego wizerunku z czasu kampanii prezydenckiej. Poważnego dyskutanta, który nie ucieka w radykalizm, ale operuje konkretami. Chciałbym, żeby to tak wyglądało i żeby ktoś premiera Tuska wreszcie zdecydowanie przycisnął, choćby w kwestii polityki ekonomicznej tego rządu. Obawiam się jednak, że nie będzie to Kaczyński.
Marek Magierowski
Zastępca redaktora naczelnego "Rzeczpospolitej"