Leszek Miller: Napieralski sformułował pytania, Komorowski i Kaczyński udają, że nie wiedzą, o co chodzi

2010-06-23 16:58

To miał być blitzkrieg Bronisława Komorowskiego. Wspaniały triumf odniesiony już w pierwszej turze. W pobitym polu mieli znaleźć się wszyscy, którzy nie uznają dominującej roli PO w polskim życiu publicznym.

Aby zwiększyć szanse kandydata sięgnięto po Włodzimierza Cimoszewicza i Marka Belkę. Inni, jak Tomasz Nałęcz, ochoczo dołączyli do stronnictwa białej flagi, zwabieni blaskiem władzy i zapachem pańskiego stołu. Nic z tego. Marszałkowi Sejmu sporo zabrakło do upragnionej victorii. W drugiej rundzie czeka go mordercza walka z Jarosławem Kaczyńskim i dręcząca niepewność do ostatniej minuty.

Faktycznym zwycięzcą pierwszej tury wyborów jest Grzegorz Napieralski. Początkowo lekceważony i atakowany nawet we własnym gronie, przebojem wdarł się do ekstraklasy. Rezultat Napieralskiego denerwuje i kłuje w oczy jego przeciwników. Cimoszewicz i Borowski, którzy nie szczędzili razów młodemu liderowi, mają się z pyszna, bo okazało się, że uzyskał on w wyborach prezydenckich wynik lepszy niż oni sami. Nałęcz jeszcze niedawno wieszczył, że lider Sojuszu, włączając się do wyścigu o Pałac Prezydencki, popełnił najpoważniejszy błąd w swoim życiu. "Gazeta Wyborcza", która ostro rozprawiała się z kandydatem SLD, oczekując rezygnacji na rzecz Andrzeja Olechowskiego, dalej nie może się pogodzić z jego sukcesem, pisząc o Napieralskim "zwycięstwo Pana Nikt". Niech sobie pisze tak jak jeszcze niedawno deklarowała, że szef SLD nie przyciąga, nie fascynuje, nie błyszczy, nie skrzy poczuciem humoru i nie radzi sobie z poprawą wizerunku lewicy. Nie ma się czym przejmować.

Grzegorz Napieralski wzmocniony uzyskanym wynikiem zasiada do gry, która zaczyna się od początku. Jaki będzie jej dalszy przebieg? Co uczyni blisko 2,3 mln wyborców, którzy oddali swój głos na szefa SLD? Wybór nie jest łatwy i dla sporej części lewicowego elektoratu oznacza opowiedzenie się za mniejszym złem. Nie widzi on bowiem zasadniczych różnic między Komorowskim i Kaczyńskim. Obydwaj są konserwatystami, wystawiają na pokaz swój katolicyzm i uległość wobec biskupów, mają podobną przeszłość i tę samą niechęć do PRL-u. Razem tworzyli podwaliny IV RP i jej sztandarowe instytucje, jak IPN i CBA. Co więc robić i jak się zachować? - zastanawiają się ludzie z sercem po lewej stronie.

Przede wszystkim patrzeć i słuchać. Napieralski sformułował już pytania, na które oczekuje odpowiedzi od obu kandydatów. Na razie pretendenci udają, że nie wiedzą o co chodzi. Kaczyński, który nazywał SLD organizacją przestępczą i domagał się jej delegalizacji, łaskawie obiecał, że już nie będzie używał słowa "postkomunizm", tylko "lewica". Komorowski z kolei przypomniał, że zaprosił Napieralskiego do Rady Bezpieczeństwa Narodowego i powołał Marka Belkę na szefa NBP. Można w obliczu tych deklaracji tylko wzruszyć ramionami, ale szykuje się ostry sprawdzian. To debaty między Komorowskim a Kaczyńskim. Co powiedzą i jak zachowają się obydwaj panowie w bezpośrednim starciu będzie istotną wskazówką dla wahającego się elektoratu.

Jeśli o mnie chodzi, mam trzy wyjścia: poprzeć Komorowskiego - głosowanie na Kaczyńskiego nie wchodzi w grę, skreślić obu pretendentów lub nie wziąć udziału w wyborach. Nadstawiam uszu na wieści płynące z obozu pana marszałka.