18 sierpnia 1945 r. brał udział w jednej z najbardziej heroicznych walk polskich żołnierzy z bolszewikami. 1 szwadron "Zygmunta" (pod nieobecność dowódcy majora WP Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”) razem z oddziałem innego wybitnego polskiego żołnierza kapitana WP Władysława Łukasiuka "Młota" całkowicie rozbił napastników: o wiele liczniejszą grupę operacyjną NKWD, UB i LWP. Celem tej sowieckiej ekspedycji było pacyfikowanie podlaskich wsi. Polskiemu wojsku przyświecały polskie wartości i tradycje – chcieli uczcić rocznicę rozgromienia Armii Czerwonej w 1920 r., co miejscowi Polacy przyjęli wyjątkowo entuzjastycznie (przeczy to PRL-owskiej i „Gazeto-Wyborczej” tezie o witaniu tej samej czerwonej zarazy w 1944/45 r. chlebem i solą). Mało do dziś znana bitwa miała miejsce w Miodusach Pokrzywnych. Ale komunistyczny terror i propaganda kazały na dziesięciolecia zapomnieć też o pięknej walce zgrupowania majora WP Mariana Bernaciaka „Orlika” w Lesie Stockim, czy o starciu oddziałów Narodowej Organizacji Wojskowej pod dowództwem innego majora WP Franciszka Przysiężniaka „Ojca Jana” pod Kuryłówką.
Zygmunt Błażejewicz, mieszkając od 1945 r. w USA, w podbitej przez komunistów Polsce był wyklęty, uważany za bandytę. Dopiero kilka lat temu odznaczony Polonia Restituta i nominowany na stopień podpułkownika. „Zygmunt” to wzór odwagi i patriotyzmu. Prawdziwy wzór dla naszej młodzieży.
Zobacz także: Afer za czasów PO nie było aż tak dużo