"Super Express": - Premier Jan Olszewski uważa, że Stepan Bandera nie miał nic wspólnego ze zbrodnią na Wołyniu, a PiS, wpisując do ustawy o IPN wątek ukraińskich zbrodni, działał na pograniczu dywersji i obsesji.
Tadeusz M. Płużański: - Bardzo cenię Jana Olszewskiego zarówno jako obrońcę w procesach politycznych w PRL, jak i jako byłego premiera. Jednak w tej kwestii nie ma racji. Po pierwsze - Bandera faktycznie osobiście nie mógł uczestniczyć w zbrodni wołyńskiej, bo przebywał wtedy w niemieckim obozie. Jednak był twórcą całej ideologii państwa ukraińskiego wyłącznie dla Ukraińców, bez Polaków. Nieprzypadkowo ideologia ta nazywa się banderyzmem. Dlatego pośrednio był odpowiedzialny za zbrodnie na Wołyniu. Po drugie - można się, oczywiście spierać co do poszczególnych zapisów w ustawie o IPN, jednak sama ustawa jest konieczna, bo broni prawdy historycznej i dobrego imienia Polski.
- Z tym że zdaniem byłego premiera Ukraina jest niezbędna dla utrzymania niepodległości Polski, a spory dotyczące spraw sprzed kilkudziesięciu lat nie mogą przesłaniać tego, że upadek Ukrainy stanowiłby bezpośrednie zagrożenie dla naszej niepodległości...
- Problem polega na tym, że zmieniło się podejście samych Ukraińców. Już nie jest tak jak kilka lat temu, gdy nacjonaliści stanowili nieliczącą się garstkę aktywistów we Lwowie. Dziś niemal wszędzie czci się UPA i ukraińskich nacjonalistów. To bardzo niebezpieczne. Dość pobłażania dla tego typu działań!
Zobacz także: Olszewski: Bandera nie odpowiada za Wołyń