"Super Express": - Prof. Edmund Wnuk-Lipiński stwierdził na naszych łamach, że Donald Tusk może nie chcieć wystartować w wyborach prezydenckich. Świadomość realnej władzy premiera, prezydencja w UE i ciężki rok mają go skłonić do wystawienia do walki Bronisława Komorowskiego.
Dr Rafał Chwedoruk: - Nie zgadzam się z tą diagnozą. Po aferach Tusk jest wręcz skazany na walkę o prezydenturę. Jeżeli jej nie podejmie, jego kariera będzie skończona. Premier nie sprawia też wrażenia polityka, który chce realnej władzy. Tusk chciałby być raczej recenzentem polityki niż człowiekiem zmuszonym do podejmowania decyzji. Wiele z nich musiałoby być bowiem trudnych, niepopularnych.
- Chciałby być klonem Kwaśniewskiego, który postrzegany był wyłącznie jako prezydent wizerunkowy?
- Taki opis Tuska wielokrotnie się pojawiał. Do rezygnacji z walki o prezydenturę zmusiłoby premiera tylko ograniczenie jego popularności do popularności typu Lecha Kaczyńskiego. Do poparcia wyłącznie żelaznego elektoratu. W przypadku Kaczyńskiego to wciąż sporo, bo zapewne jakieś 30 proc. Elektorat negatywny nie pozwala jednak na sięgnięcie po więcej. I to samo może stać się z Tuskiem po kolejnych aferach.
- W czasie kampanii odżyją stereotypy o "aferałach" z Kongresu Liberalno-Demokratycznego?
- Są na to duże szanse. Wielu ludzi pamięta rządy KLD i UW - partii, z których wywodzi się duża część polityków Platformy. Atmosfera afer połączona z kryzysem gospodarczym może coś wyborcom przypominać.
- Premier nie ma szans wygrać afer na swoją korzyść? Choćby podejmując decyzje o dymisjach?
- Nie sądzę. Dotychczas rozgrywał sprawę dość słabo. Początkowo chyba nie zrozumiał skali tych afer. Po ujawnieniu korupcjogennych kontaktów polityków PO ze światem biznesu mógł odegrać rolę samotnego szeryfa. Odsunąć ludzi choćby minimalnie dotkniętych aferą. Zamiast tego zdecydował się na nieczytelne dla wyborców przesunięcia. Podkreślał swoje zaufanie do zdymisjonowanych, ale tych, którym się ufa, nie wyrzuca się z rządu! Sposób usunięcia Kamińskiego z CBA też mógł przypaść do gustu tylko żelaznemu elektoratowi PO. Dla wielu pozostałych to niemal personalna dintojra. A przecież symbolem Tuska była polityka miłości i otwartość na ludzi. A tu nagle retoryka wojny i słynne "wilcze oczy"...
- Czy na tle afer nie pojawi się coś w rodzaju "tęsknoty za szeryfem"? Po aferach lewicy właśnie to wyniosło do władzy PiS. Dziś byłaby to szansa dla Zbigniewa Ziobry, który triumfował w niedawnych eurowyborach.
- Gdyby PiS kierował się chęcią zwycięstwa w II turze wyborów prezydenckich, to kandydatem byłby Ziobro. Lech Kaczyński jest co prawda znacznie lepiej przygotowany do roli głowy państwa, ale atmosfera kryzysu i afer sprzyjałaby postaci młodego "szeryfa". Musiałoby to jednak oznaczać przemeblowanie wewnątrz partii. A na to PiS nie będzie jeszcze gotowy. Podobnie z Platformą. Sądzę jednak, że społeczeństwo jest dziś inne niż przed kilku laty. I po obietnicach cudu irlandzkiego i rządach PiS zamiast kolejnych cudotwórców i szeryfów wybierze raczej ucieczkę w bierność i apatię wyborczą.
- Afery hazardowa i stoczniowa nie zmiotą zatem establishmentu tak jak afera Rywina?
- System partyjny, w którym funkcjonujemy, jest dziś inny. Przed laty wystarczyła zmiana szyldu. Politycy znani ze skompromitowanych partii UW i AWS wygrali wybory jako PO i PiS. Kłopoty Piskorskiego i SD pokazują, że coś się zmieniło. Podobnie jak osamotnienie Dorna czy Borowskiego, którzy w wyborach nie będą się liczyć. System partyjny, w którym królują cztery ugrupowania, utrwala nie tylko ordynacja i system finansowania. Oddaje on z grubsza cztery główne orientacje obecne wśród wyborców, choć w innych proporcjach. Pierwsze zmiany mogą się pojawić dopiero wtedy, gdy PO nie będzie w stanie znaleźć koalicjanta do rządu po wyborach parlamentarnych. Przy czym PO i SLD są znacznie bardziej narażone na rozłam niż PiS.
- Na rozłam między Tuskiem a Schetyną? Muszę przyznać, że nie bardzo wierzę w sugerowaną głębię tego konfliktu.
- Ten spór faktycznie wydaje się raczej projekcją nadziei części publicystów i polityków. Obaj wymienieni związani są ze sobą od lat, funkcjonują jako duet. Tusk prezentuje się w mediach, a Schetyna jest brzydszą twarzą polityki. Organizatorem i strażnikiem interesów ugrupowania. Uderzenie w jednego oznacza uderzenie w drugiego. I tak pozostanie. Schetyna będący bohaterem afer osłabiałby popularność premiera. Strata pozycji przez Tuska oznaczałaby koniec kariery Schetyny. Samodzielnie nie miałby szans.
- Czyli pierwsze słabsze sondaże Tuska to efekt "Grześka" pojawiającego się w nagraniach CBA?
- Słabsze sondaże były nieuchronne. Wybory do Europarlamentu pokazały, że PO nie jest partią wymarzonych 50 proc. i dwukrotnej przewagi nad PiS. Afery wzmacniają zaś trend ucieczki wyborców słabo zainteresowanych polityką, którzy wygrali dla PO wybory. Umiejętność pozyskania ich była olbrzymim atutem Tuska. Dla wielu, zwłaszcza młodych wyborców, odkrycie tego, co mówili politycy PO w nagraniach CBA, będzie sygnałem do odwrotu. Ale odwrotu od polityki w ogóle. Dotarło do nich, że politycy Platformy nie tylko nie różnią się od działaczy innych partii, ale bywają od nich gorsi.
- Tusk nie zdoła odwrócić tej tendencji?
- Jego pomysł to powrót do wyborów o charakterze plebiscytu z 2007 roku i grożenie "strasznym PiS-em". Ale to absurdalna konstrukcja w sytuacji, gdy używa jej rząd, a nie opozycja. Choć do zwycięstwa tym razem może jeszcze z rozpędu wystarczy.
Dr Rafał Chwedoruk
Politolog, pracownik Instytutu Nauk Politycznych UW