Kazimierz Kik: Platformę dosięgły dwa niespodziewane ciosy

2010-05-23 6:06

O sytuacji powodziowej i wpływie rozmiarów tej tragedii na polską rzeczywistość samorządową, społeczną i polityczną mówi profesor Kazimierz Kik

"Super Express": - Czy pańskim zdaniem powódź zaszkodzi politycznie rządowi i kandydatowi Platformy na prezydenta?

Prof. Kazimierz Kik: - Możemy posiłkować się przykładem "powodzi stulecia" z 1997 roku. Pogrzebała dalszą, poważną karierę polityczną ówczesnego premiera Włodzimierza Cimoszewicza. Sam spotęgował zresztą złość ludzi, wypowiadając niefortunne słowa "Trzeba było się ubezpieczyć". Dziś rząd stąpa po równie cienkim lodzie. Musi być wyjątkowo ostrożny. Każde jego potknięcie wychwycone i nagłośnione przez opozycję trafi na podatny grunt bezradności i wściekłości ludzi. I w naturalny sposób złość poszkodowanych skieruje się przeciwko państwu.

- Premier Tusk jeździ do powodzian, prezentując w telewizji determinację i chęć pomocy. Zaszkodzi mu niezależnie od tego, jak sobie radzi?

- W czym on może pomóc? Pomoc nie przekroczy przecież 10 proc. poniesionych strat. Poza tym nie wyeliminuje ludzkich przeżyć i wszystkich niedogodności. Najważniejsza będzie tu nie determinacja władz, lecz skuteczność ich działań. Ze względu na skalę żywiołu oraz tragiczny stan infrastruktury, jakąkolwiek interwencję rządu trudno będzie jednak uznać za wystarczająco skuteczną. Jeżeli powódź rozleje się na resztę kraju, to naturalną reakcją będzie chęć rozliczenia rządzących. Pamiętajmy też, że odpowiedzialność za obecny stan rzeczy spoczywa także na poprzednich gabinetach. Nie dokończono procesu rozbudowy, modernizacji i zabezpieczania systemu ochrony przeciwpowodziowej. Odpowiedzialność za to ponosi także gabinet Jarosława Kaczyńskiego.

- Trudno oczekiwać, żeby PiS jako opozycja zachował się biernie wobec tych wydarzeń.

- W ostatnim czasie na Platformę spadły dwie niezawinione przez nią tragedię. Po tragedii 10 kwietnia udało się politykom PiS stworzyć wokół PO atmosferę nieufności. Podobnie będzie teraz. Zainteresowanie społeczne zwróci się z poprzedniego punktu ciężkości - pamięci o katastrofie smoleńskiej - w stronę powodzi. PiS przystąpił już do akcji pod hasłem "gdzie było państwo?". W sukurs idzie mu raport NIK, która już w marcu zwracała uwagę na niedociągnięcia w systemie przeciwpowodziowym. Skala nieszczęścia i jego instrumentalne wykorzystanie może skupić uwagę opinii publicznej na braku odpowiednich działań podejmowanych przez władze samorządowe i centralne.

- Jak pan ocenia działania Komorowskiego w trakcie powodzi?

- Marszałek i premier równie często udają się do zalanych miejscowości. Media koncentrują się jednak na Tusku, jako na naturalnym liderze PO. Jakby miały mniejsze zaufanie do Komorowskiego. Efektem tego jest asymetria w postrzeganiu aktywności i determinacji obu polityków. Wyborcy doszukują się u marszałka cech premiera Tuska. Tymczasem to inni ludzie, inna jest też rola prezydenta. Nie wykluczam więc, że atmosfera wokół Komorowskiego może się nieco pogorszyć. Twardy elektorat PO będzie go dalej popierał. Problemem będzie kilkanaście procent niezdecydowanych.

- Politycy PO przebąkują o nim, ale boją się ogłosić stan klęski i przesunąć termin wyborów...

- I słusznie. Mielibyśmy wówczas polityczne trzęsienie ziemi. Zbyt dużo energii zostało włożone w tę kampanię. Co więcej, oczekiwania społeczne są mocno wyśrubowane i gdy opadną, może nastąpić ogólne zobojętnienie.

prof. Kazimierz Kik

Politolog, wykładowca Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, wiceprzewodniczący Komitetu Nauk Politycznych PAN