Płk Piotr Łukaszewicz: Kontrolerzy działali nieracjonalnie

2011-01-19 3:00

Zachowanie kontrolerów z rosyjskiej wieży na lotnisku w Smoleńsku ko mentują specjalnie dla "Super Expressu" ekspert ds. lotnictwa płk Piotr Łukaszewicz

"Super Express": - Z rozmów z wieży wynika, że wśród obecnych w niej panowała nerwowa atmosfera. W takich warunkach kontrolerzy mogą działać racjonalnie?

Płk Piotr Łukaszewicz: - Obecność jakichkolwiek osób trzecich zdecydowanie wpływa na pracę osób uprawnionych do prowadzenia lotu. W tym wypadku mieliśmy bezpośrednią interwencję w kompetencje kierownika lotów i podważanie jego osądów i decyzji. Na atmosferę w wieży miały także negatywny wpływ lądowanie jaka-40 i nieudane podejście iła-76.

- Co w wieży robił płk Krasnokutski? Miał prawo się tam znaleźć?

- Według podanych informacji, jego rolą było zapewnienie nadzoru na właściwym wykonaniem zadań i zapewnienie koordynacji przedsięwzięć związanych z zabezpieczeniem lotów. W ramach realizacji tych obowiązków mógł przebywać na wieży. Natomiast nie miał w ogóle prawa ingerować w czynności lotnicze prowadzone przez personel. A tym bardziej zabierać mikrofonu i prowadzić korespondencję z załogą. A taka sytuacja miała przecież miejsce.

- Pojawiła się też informacja, że miał on sprowadzać rosyjskiego iła.

- Informacja o samolopcie ił była o tyle ciekawa, że pozwolono mu lądować w stale pogarszających się warunkach, co o mały włos nie doprowadziło do katastrofy. Mimo to zezwolono na przyjęcie kolejnego samolotu - prezydenckiego Tu-154 w warunkach, w których nie miał żadnych szans na bezpieczne lądowanie. To świadczy o dużej dozie nieracjonalności w postępowaniu osób, które były w wieży oraz ich przełożonych.

- To, że Krasnokutski wydał decyzję o pozwoleniu do podejścia było złamaniem procedur?

- Zdecydowanie tak. Nie miał uprawnień. Jego formalna rola była zupełnie inna. Ponadto, w bezpośredniej rozmowie z generałem informował go o pozycji Tu-154, gotowości lotniska i środków. Ale nie wspomniał o tym, że pogoda jest poniżej minimum! To było zastanawiające, zwłaszcza w krótki czas po tym, jak lądujący rosyjski ił-76 o włos uniknął katastrofy.

- Krasnokutski miał kontaktować się z Moskwą w sprawie lądowania prezydenckiego samolotu. Jak pan to ocenia?

- Zadaniem obsługi naziemnej, jak i załogi samolotu jest ocena aktualnej sytuacji na lotnisku pod kątem możliwości bezpiecznego lądowania. Taka ocena opiera się na trzech kryteriach: warunkach atmosferycznych, wyposażeniu nawigacyjnym samolotu i lotniska oraz kompetencjach załogi. W przypadku sytuacji w Smoleńsku wszystkie te przesłanki przemawiały za tym, żeby nie wykonywać tego lądowania.

- Czemu więc podjęto tę próbę?

- W tej konkretnej sytuacji do tych trzech elementów został dołożony czwarty, niezwykle istotny. Zarówno personel lotniska jak i załoga zaczęli się zastanawiać nad konsekwencjami tego, że samolot nie wyląduje. W tym momencie ten dylemat stał się decydujący, zarówno w przypadku dowódcy załogi samolotu, jak i obsługi naziemnej. Moim zdaniem, podejmując decyzje z uwzględnieniem tego nowego elementu, osoby te przekroczyły kompetencje. Czynnikiem wpływającym była obecność płk. Krasnokutskiego na wieży, jak i gen. Błasika w kokpicie samolotu.

- W pewnym momencie płk Krasnokutski stwierdził: "Przede wszystkim przygotuj go na drugi krąg. Na drugi krąg i koniec. Sam podjął decyzję, niech sam dalej..."

- Myślę, że było oczekiwanie, iż polska załoga zdecyduje o przerwaniu podejścia do lądowania. Rosjanie nie chcieli wydać tej komendy i brać za nią odpowiedzialności. To jedyny wniosek, który można z tego wyciągnąć.

- Czemu, mimo, że samolot wyraźnie znajdował się poza ścieżką podejścia, kontrolerzy twierdzili, że utrzymuje prawidłowy kurs?

- Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Nie zachowały się zdjęcia radarowe i taśmy wideo z tego, co działo się w wieży. Natomiast z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że wysokość o 100 m. za duża w odległości 6 kilometrów od progu pasa w żaden sposób nie mieści się w komendzie "na ścieżce prawidłowo".

- Bez tych dowodów da się ustalić tę kwestię?

- W tym momencie możemy opierać się jedynie na zeznaniach osób, które znajdowały się wtedy w wieży.

- Pojawiają się głosy, że ujawnienie taśm z wieży to zemsta na Rosjanach lub odpowiedź na zarzuty...

- Jako pilot chciałbym, żebyśmy przestali się oglądać na innych. Przy wszystkich niedociągnięciach Rosjan kluczowa pozostaje sprawa tego, aby właściwie ocenić działania naszej strony i wyciągnąć wnioski na przyszłość, żeby następna taka katastrofa nie miała miejsca. Także uwzględniając braki i niedociągnięcia na lotniskach przewidzianych do lądowania.

- Wierzy pan, że taka racjonalna ocena jest możliwa?

- Uważnie studiując treść i podkreślając nieścisłości raportu, nie można się na Rosjan obrażać za treść. Potrzeba pokory, żeby przyjrzeć się wytkniętym błędom. Zastanowić, czy zrobiono wszystko, aby do katastrofy nie doszło. Poszukajmy więc belki najpierw w naszym oku. Powinny być podjęte wszelkie działania, których celem będzie doprowadzenie do granic pewności prawdopodobieństwa bezpiecznego lądowania każdego następnego samolotu.

Płk Piotr Łukaszewicz

Ekspert ds. lotnictwa, były szef wyszkolenia pilotów