"Super Express": - Wygląda na to, że płk Grochowski ma rację, mówiąc, że rosyjscy eksperci, którzy wypowiadali się o przyczynach katastrofy smoleńskiej, nie zadali sobie trudu, żeby zapoznać się z polskimi uwagami do raportu MAK. Uparcie potwierdzali tezy Tatiany Anodiny i jej kolegów...
Płk Piotr Łukaszewicz: - Pytanie brzmi, czy się z nimi nie zapoznali, czy po prostu celowo się do nich nie odnieśli. Osobiście jestem przekonany, że rosyjscy eksperci uważnie przestudiowali polskie zarzuty do strony rosyjskiej i kompletnie je zignorowali.
- Zgodnie z zapowiedziami, mieli oni podsumować zakończenie "pewnego etapu" śledztwa komitetu śledczego Federacji Rosyjskiej. Czyżby kolejny organ miał przychylić się do tez MAK?
- Być może moje wnioski będą nietrafione, ale odnoszę wrażenie, że wczorajsza konferencja prasowa rosyjskich ekspertów była raczej próbą ratowania pozycji i reputacji zarówno MAK, jak i samej Tatiany Anodiny.
Patrz też: Tatiana Anodina - generał w spódnicy, milionerka, szefowa MAK, która znieważyła Polskę
- Prestiż MAK jest zagrożony? Rosyjskie reakcje na treść raportu potwierdzały raczej przenikliwość pani Anodiny i jej kolegów...
- Śledząc ostatnie wydarzenia, możemy zdać sobie sprawę, że nie jest to takie oczywiste. W raporcie MAK znalazł się fragment dotyczący służb kierowania lotami, którego konkluzją było stwierdzenie, że MAK nie był kompetentny, aby wszechstronnie ocenić ich pracę. Były to służby wojskowe, znajdujące się poza kontrolą i kompetencjami komitetu pod przewodnictwem Tatiany Anodiny, który ma charakter cywilny. W związku z tym dalsze prace dotyczące oceny personelu naziemnego leżą w kompetencjach komitetu śledczego Federacji Rosyjskiej.
- Z Rosji napływają jednak głosy, że wieża kontroli lotów nie miała żadnego wpływu na katastrofę. Komitet śledczy może zmienić optykę?
- Już pojawił się sygnał, że komitet dostrzegł znaczące niedociągnięcia w działalności służb kierowania lotami. Tym samym, w samej Rosji pojawia się pewien rozdźwięk, który niejako podważa kompetencje i pozycję pani Anodiny. Trzeba zwrócić uwagę, że MAK działa na zlecenie rosyjskiej państwowej komisji badania katastrofy smoleńskiej, której przewodniczącym jest nie kto inny jak sam Władimir Putin. Jeśli komitet śledczy coś mówi, wyraża tym samym zdanie samego premiera Rosji. A z nim musi się liczyć nawet Tatiana Anodina.
- Ale czego może się ona bać?
- Pojawiły się istotne zarzuty ze strony polskiej, które wskazują na nieuwzględnienie naszych merytorycznych uwag do raportu MAK. Pojawia się znacząca rozbieżność w polskiej i rosyjskiej ocenie wpływu działania służb kierowania lotami na katastrofę prezydenckiego tupolewa. Cała ta sytuacja stawia MAK w niekorzystnym świetle, gdyż podważa kompetencje tej organizacji.
- Konferencja jest desperacką próbą ratowania się przed krytyką ze strony premiera Putina?
- Jest to najprawdopodobniej uprzedzające działanie przed walnięciem pięścią w stół przez premiera Putina, który może pociągnąć do odpowiedzialności szefową MAK za nierzetelnie wykonaną pracę.
- Sama konferencja była dosyć nieoczekiwanym wydarzeniem. Skąd ten pośpiech?
- Istotne znacznie ma to, że ta konferencja prasowa została zwołana w dzień po powrocie do kraju polskich prokuratorów, którzy z prokuratorami rosyjskimi przesłuchiwali w Moskwie kontrolerów ze Smoleńska. Jak sami przyznali, są usatysfakcjonowani wynikami swojej pracy, gdyż uzyskali wszystkie informacje, których potrzebowali. Nie jest wykluczone, że to sygnał, iż uzyskali jakąś nową wiedzę, która rzuci nowe światło na przyczyny katastrofy. Może to być kolejny cios w tak hołubiony raport MAK. Konferencja tzw. niezależnych ekspertów miała utwierdzić nas wszystkich w przekonaniu, że Międzynarodowy Komitet Lotniczy to fachowcy o nieposzlakowanej opinii.
Płk Piotr Łukaszewicz
Ekspert ds. lotnictwa, były szef wyszkolenia pilotów