"Super Express": - Decyzja o rozwiązaniu 36. Specpułku jest dobra?
Płk Edmund Klich: - Dobra i należało to zrobić już wcześniej. Choć rozumiem, że zdania mogą być podzielone. I trochę tu czuć propagandą polityczną. Pokazaniem, że rozwiązaliśmy i szybko działamy.
- Dlaczego do rozwiązania nie doszło wcześniej?
- W MON nie reagowano na fakty. O problemach w pułku wiadomo było już rok temu. Choćby na podstawie działań członków komisji Millera.
- Z winnymi mieliśmy czekać na śledztwo prokuratury. Czy rozwiązanie 36. specpułku nie jest jednak takim wytknięciem winnych?
- Trochę tak to wygląda. Ale spójrzmy na katastrofę CASY. 17 zaleceń do sił powietrznych. A na ławie oskarżonych zasiada kontroler z lotniska Mirosławiec. Czasami skupia się to na tych, którzy są najniżej.
- Z raportu i tej decyzji można wysnuć wniosek, że gdyby nie 36. Specpułk, to do tragedii smoleńskiej by nie doszło.
- Gdyby nie było 36. Specpułku, nie byłoby też Tu-154, lataliby według cywilnych procedur. Ale nie można tak rozumować. W swoim czasie ten pułk był potrzebny. Później było coraz gorzej, ale stawiano coraz to nowe zadania. I były sprawy o fałszowanie rozkazów wyjazdów i rachunków hotelowych. Zabrakło jednak generałów na tyle odważnych, by postawić się ministrowi. Obsada i wyszkolenie pilotów były coraz słabsze, a zadania identyczne.
- Nikt z MON nie zwracał uwagi na to, co się dzieje?
- Gdyby MON obudził się po katastrofie CASY, to do tej w Smoleńsku mogłoby nie dojść. Inspektorat MON ds. bezpieczeństwa lotów meldował ministrowi, że wszystkie zalecenia po katastrofie wykonano. Dziś słyszę, że szef inspektoratu nie zajmuje się bezpieczeństwem lotów. Ma to tylko w nazwie. To kpina.
- Minister Bogdan Klich mógł nie mieć wiedzy o tym, co się dzieje?
- Miał wiedzę i nie reagował. Pod koniec kwietnia zeszłego roku sam informowałem go o braku skutecznego wprowadzenia zaleceń profilaktycznych po wypadku CASY. Nie przyjmował tego do wiadomości! Zareagowano dopiero teraz. Na rozwiązanie 36. Specpułku można jednak patrzeć jak na restrukturyzację. Zostaną śmigłowce, może Bryzy. Może będzie budowa czegoś od podstaw.
- Specjalna jednostka wożąca VIP-ów jednak jest potrzebna?
- Zależy, co chcemy mieć. Takie samoloty, jak mają Niemcy? Niewykluczone, choć to generuje koszty. A w Skandynawii niektórzy oficjele wybrali rozwiązanie z samolotami rejsowymi. My teraz nie mamy innego rozwiązania. Cywilne embraery są już wyleasingowane i latają. Tupolew z tego specpułku i tak już nie latał.
- Dopiero co ministrowie nim latali.
- Wykonywano te loty po wdrożeniu pewnych zaleceń. I chodziło o takie zademonstrowanie, że wszystko jest już z nimi OK. Tupolewy i jaki są już jednak przestarzałe. Kiedy lecieliśmy do Londynu, trzeba było ograniczać liczbę pasażerów, żeby zatankować więcej paliwa. Choć to blisko, inaczej by nie doleciał.
- Nie będzie problemu z lotami w takie miejsca jak Afganistan.
- Będą, dopóki jesteśmy w misjach. Można to jednak ominąć, lecąc na lotnisko cywilne i przesiąść się do wojskowego. Niech ministrowie też polatają jak zwykli żołnierze. Niech zbliżą się do realiów, a nie tylko salonkami.
Płk Edmund Klich
Szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych