Marek Król

i

Autor: AKPA, EAST NEWS/ FOTOMONTAŻ

Marek Król: Pitokracja obywatelska

2012-03-19 3:00

Co w herbacie jest ważniejsze, cukier czy mieszanie? - pytał w czasach Gomułki w swoim felietonie A. Słonimski. Oczywiście ważniejsze jest mieszanie - odpowiadał - a cukier pokazuje tylko, kiedy należy przestać. Michał Boni, współczesny Zenon Kliszko Tuska, uporczywie rozwija proces mieszania. Cukru już dawno nie widać w kraju, a Boni miesza, proponując cyfryzację Kościoła. Znak to ewidentny, że minister cyfryzacji i administracji kontynuuje dzieło swoich oficerów prowadzących, pogłębiających stosunki państwo-Kościół aż do grobowej deski. Boni zaproponował cyfrę niedużą, konkretnie 0,3 proc., które będziemy mogli przekazać z naszych podatków na Kościół. Jednocześnie zlikwidowany zostałby Fundusz Kościelny. Budżet państwa przeznaczał ok. 90 mln złotych na ten fundusz.

Funkcjonariusze rządowych mediów orzekli, że państwo w końcu przestanie finansować Kościół. Oczywiście jest to bzdura, bo skończy się tylko redystrybucja z budżetu. Rząd, jak wiadomo, nie ma własnych pieniędzy. Przekazuje środki zebrane wcześniej od podatników. Cyfryzacja Boniego spowoduje tylko, że zamiast Rostowskiego przeciętny Kowalski będzie decydował, przekazać czy nie 0,3 proc. na swój Kościół. Boni, zapewne nieświadomie, zainicjował nowy system polityczny: pitokrację obywatelską. A dlaczego ograniczać decyzje podatników tylko do organizacji pożytku publicznego (1 proc. PIT) i Kościoła (0,3 proc. PIT)?

Czyż w ramach pitokracji obywatelskiej podatnicy nie mogliby decydować, ile środków chcą przekazać na instytucje państwa? Czyż nieudolny burmistrz, prezydent miasta nie powinni się bać, że stracą finansowanie podatników? W ramach cyfryzacji Boniego warszawiacy mogliby zdecydować, czy przekazać 0,3 proc. na administrację Hanny Gronkiewicz-Waltz. Nie ograniczajmy pitokracji do Kościoła, skoro stołeczny Ratusz nie ogranicza wydawania pieniędzy na swoje wygody. Dziś bufetowa i jej dwór dysponują flotą 70. samochodów służbowych. Nawet administracja waszyngtońska ubogich USA ma ich dużo mniej. Gdyby warszawiacy, wypełniając PIT, przestali finansować Ratusz, skończyłaby się rozrzutność samorządowców.

To samo w ramach pitokracji można by zastosować przy finansowaniu rządzącej partii i rządu. Dziś tylko 29 proc. popierających PO być może odpisałoby procent swoich podatków na administrację rządową. I co wtedy? Tusk musiałby na motolotni przemieszczać się z Sopotu do pracy w Warszawie. Zabrakłoby milionów złotych na loty premiera odrzutowcem z pracy do domu. Pitokracja obywatelska Boniego mogłaby zrewolucjonizować nasz skostniały system polityczny. Władza, która nie służyłaby obywatelom, straciłaby finansowanie podatników. Niestety, żyjemy w posttotalitarnej III RP i rządzący dysponują tajnymi służbami zwanymi tylko w Polsce służbami specjalnymi. A służby te i wierni funkcjonariusze Rostowskiego natychmiast sprawdziliby, kto nie przekazał pieniędzy z podatku na administrację rządową. A kto przy obecnym rekordowym bezrobociu zaryzykuje konflikt z rządzącymi?

W posttotalitarnej Polsce z putinowskimi mediami pitokracja tylko wzmocniłaby władzę monopartii. Obywatel, który chciałby wypitować rządzących, wypitowałby samego siebie. Dzięki Boniemu i jego pitokracji obywatelskiej możemy wypitować tych, których władza nie lubi.