PiS zbudował CBA, PO orliki

2009-11-18 3:00

Dwa lata rządów PO i PiS porównują politolog Antoni Dudek i ekonomista Krzysztof Rybiński

"Super Express": - Który rząd - PiS czy PO - przez dwa lata bardziej zreformował kraj?

Dr Antoni Dudek: - Istota problemów obu gabinetów tkwi w tym, że rząd PiS - mimo znacznie niższego poparcia społecznego - wykazywał wolę zmian, miał jednak błędną diagnozę sytuacji. Rząd PO dobrze diagnozuje, ale brakuje mu woli zmian. Żaden nie dokonał najistotniejszych reform: finansów publicznych i systemu emerytalnego. Rząd PiS nie wiedział, jak się do tego zabrać, inne sprawy uważając za ważniejsze. Natomiast rząd PO nie chce ruszać społecznie dolegliwych kwestii, bo boi się utraty bardzo wysokiego poparcia. Dobrze widać to na przykładzie szkolnictwa wyższego. PiS uznał, że najważniejsza jest lustracja środowisk akademickich. Tymczasem ona powinna być środkiem do celu: wprowadzenia realnej konkurencji między szkołami i nauczycielami akademickimi. Z kolei minister Kudrycka zaczęła od zapowiedzi głębokich reform - czego symbolem miało być zniesienie habilitacji - po czym dwa lata później zaproponowała kosmetyczne zmiany. Zgodnie z życzeniem premiera nie antagonizują one środowiska akademickiego, ale niczego istotnego nie zmieniają. Jeśli więc chodzi o metodę rządzenia, obie ekipy wypadają równie słabo.

- Partia Jarosława Kaczyńskiego wygrała wybory, przeciwstawiając Polskę solidarną Polsce liberalnej.

- Rząd Kaczyńskiego istotnie chciał zrobić więcej w sferze socjalnej niż PO. Wewnątrz PiS ścierały się jednak dwie koncepcje - socjaldemokratyczna i druga, która obawiała się zanadto rozbudowanego państwa socjalnego i wiszącego nad nim widma bankructwa. Przeważyła druga opcja, czego dowodem było obniżenie podatków. Gdyby zaś zupełnie rozwiązano worek z pieniędzmi, rząd Tuska byłby w dużo większych tarapatach. Dziś Polska jest w Europie krajem najmniej dotkniętym przez kryzys, ale za rok, dwa, gdy Europa zacznie się odbijać od dna, my możemy ponieść konsekwencje zaniechań, jakich dopuściły się oba rządy.

- Co jeszcze, prócz metody rządzenia, różni oba gabinety?

- Ich struktura. Rząd Tuska jest bardziej spójny - wszyscy boją się premiera, mamy więc względny spokój. Konflikt Boniego z Piterą czy subtelne spięcia między Pawlakiem a Tuskiem to absolutne wyjątki. Rząd PiS miał trudniejszą sytuację i nieustannie byliśmy świadkami kłótni, gdy np. Lepper, a za nim Giertych straszyli opuszczeniem koalicji, a Kaczyński wysyłał za koalicjantami służby specjalne.

- Po dwóch latach rządów - jakie są najważniejsze osiągnięcia obu ekip?

- PiS powołał CBA. O tym, że ta instytucja jest Polsce potrzebna i zrobiła wiele dobrego, przekonałem się nieraz, rozmawiając z ludźmi biznesu - środowiskiem szczególnie narażonym na korupcję - według których już sam fakt istnienia CBA hamuje działania korupcjogenne. Tuska pochwaliłbym - choć to raczej sprawa marginalna - za budowę orlików. Może kiedyś pojawią się tam następcy Orłów Górskiego? Jednak największym sukcesem PO i jedynym spektakularnym przykładem międzyrządowej kontynuacji są plany budowy gazoportu w Świnoujściu. Szkoda jednak, że od 2006 r. nie zrobiono nic, by tę strategiczną dla bezpieczeństwa Polski inwestycję przyspieszyć. To dowód, jak bardzo niewydolny mamy aparat państwowy. Oba rządy dbają też o politykę historyczną, choć różnie rozkładają akcenty. Próbują przywrócić zburzoną w PRL i latach 90. hierarchię pozytywnych wartości. Oddać honor polskim bohaterom - to psi obowiązek polityków. Nie chciałbym żyć w kraju, w którym polską tradycję się lekceważy i ośmiesza, a takie zjawiska miały miejsce w czasie rządów postkomunistów.

Dr Antoni Dudek

Politolog, historyk, doradca prezesa IPN

Program reform mieli tylko postkomuniści "Super Express": - Który z rządów, PiS czy PO, pchnął do przodu polską gospodarkę?

Prof. Krzysztof Rybiński: - Nie oceniałbym oddzielnie polityki gospodarczej obu rządów. Dla mnie od czterech lat rządzi PO-PiS. Jak większość Polaków w 2005 r. głosowałem na ludzi Solidarności z wielką nadzieją, że jako ci, którzy dali Polsce wolność, doprowadzą do bardzo ważnych zmian gospodarczych. Tymczasem jesteśmy świadkami nieustannych kłótni. Jeśli chodzi o meritum, a nie o percepcję medialną, oba okresy rządów tej nieoficjalnej koalicji niewiele się różnią.

- Przejdźmy do konkretów. Jak pan ocenia politykę prorodzinną w ostatnich czterech latach?

- Jako antyrodzinną. Nie ma żadnych instrumentów podatkowych skutecznie wspierających rodzinę. Wskaźnik dzietności w Polsce jest jednym z najniższych w Europie - 1,3 dziecka na rodzinę. Brakuje skutecznych mechanizmów wspierających kobiety, aby mogły realizować się i w pracy, i jako matki. Przedłużenie urlopu macierzyńskiego czy ulgi podatkowe dla dzieci to tylko placebo. Poważną politykę prorodzinną prowadzi Francja, gdzie polityka podatkowa pozwala średnio zamożnej rodzinie wychować i wykształcić kilkoro dzieci. Według raportu GUS w Polsce kobiety decydują się na pierwsze dzieci coraz później, co zwiększa ryzyko ich chorób, a nawet śmiertelności. O jakiej polityce prorodzinnej mówimy? Dzieci w małych miastach i na wsi mają najgorszy w Europie dostęp do przedszkola i wczesnoszkolnej edukacji i już w wieku 3-5 lat są skazane na mało udane życie.

- PiS chwalono za przeprowadzenie reformy podatków...

- Im mniejszy poziom fiskalizmu w państwie, tym większe możliwości działania dla przedsiębiorców i zwykłych Polaków, więcej pieniędzy w naszych kieszeniach i większy wzrost gospodarczy. Ale jeśli jednocześnie utrzymuje się na wysokim poziomie wydatki i obcina dochody, pozostaje wielki deficyt budżetowy. PiS obniżył składkę rentową i przeprowadził obniżkę skali podatkowej. Jednak ta reforma wydatkowo-podatkowa udała się tylko w połowie, bo nie ograniczono rozdmuchanych wydatków. PO zaś nie ruszyła ani jednych, ani drugich i dziś po czterech latach mamy ogromny dług publiczny. Nie było żadnych poważnych reform porządkujących wydatki publiczne, poza obniżeniem stawek podatkowych i reformą emerytur pomostowych - za to oba rządy mają po plusie. PO wzięła władzę w 2007 r., a w następnym zrobiła niewiele, by wydatki publiczne przestały rosnąć. Wkrótce finanse z rozpędzonym deficytem nadziały się na kryzys. I tak mamy dziś 100 miliardów złotych dziury budżetowej. To, że przechodzimy przez kryzys dość łagodnie, nie jest zasługą żadnego z rządów, lecz polskich przedsiębiorców i struktury naszej gospodarki odpornej na kłopoty, także przez własne zacofanie. Co więcej, Polacy sprawdzili się jako konsumenci i nie przejęli się specjalnie tą medialną paniką. Nie ma to jednak nic wspólnego z zamierzoną polityką antykryzysową rządów PiS i PO.

- Prywatyzacja też im chyba nie wyszła...

- Dwa lata PiS i pierwszy rok PO nie przyniosły nic. Potem pod presją budżetu doszło do radykalnego przyspieszenia prywatyzacji. Trzeba ją dokończyć nie tylko ze względu na problemy budżetu, ale dlatego, że prywatna własność jest lepsza od publicznej. Poza przedsiębiorstwami o strategicznym znaczeniu dla gospodarki - jak wojsko, policja, elementy infrastruktury czy bezpieczeństwo energetyczne - nie ma żadnego powodu, by spółki zajmujące się działalnością czysto komercyjną i bez wpływu na bezpieczeństwo państwa, za to z silnymi związkami zawodowymi, były państwową własnością. Dziś jednak prywatyzacja jest jak podanie ibuprofenu dziecku, które jest chore na wirus A/H1N1. Lek obniży gorączkę i przez chwilę dziecko poczuje się lepiej, ale problem pozostanie. Trzeba zabrać się za przyczynę problemu - wydatki, które są za duże w stosunku do dochodów. Nie porównujmy jednak rządów PiS i PO, bo większość tych reform zależy od parlamentu. Niedopuszczalne jest, że dysponujący większością ludzie Solidarności nie mogą się dogadać w tak istotnych dla Polski kwestiach.

- Może dlatego, że PiS bliższa była Polska solidarna, a Platformie Polska liberalna?

- Jak widać powyżej, hasła na sztandarach często mają się nijak do faktycznie prowadzonej polityki. Partia o poglądach gospodarczych zgodnych z zasadą solidarności społecznej obniżała podatki, a partia nazywająca się liberalną prowadzi politykę, która za chwilę będzie skutkowała silnym podniesieniem podatków. Przecież to PO miała wprowadzić podatek liniowy i ograniczać rolę państwa w gospodarce. Tymczasem wydatki publiczne do PKB w przyszłym roku sięgną 48 proc. - to chyba najwyższy wskaźnik od początku transformacji. Za rządów PO-PiS nie powstał żaden plan gospodarczy, który choćby w 30-40 proc. mógłby się równać ze śmiałością reform, jakie przedstawił wicepremier postkomunistycznego rządu SLD Jerzy Hausner. To, co dostaliśmy od liberalnej PO, to paczka kreatywnej księgowości, spychanie długu z budżetu do ZUS, próbę rozmontowania systemu emerytalnego itd.

Krzysztof Rybiński

Były wiceprezes Narodowego Banku Polskiego, profesor Szkoły Głównej Handlowej