Jeszcze we wtorek Koalicja Obywatelska była w ogródku i witała się z gąską. – Porozumienie podpisane – cieszył się Wojciech Saługa (49 l.), szef śląskiej PO. Sprawa wydawała się jasna, bo na 45 mandatów KO miała wówczas 20 mandatów, SLD – 2, a PSL – 1. Choć PiS wygrało wybory, brakowało jednego radnego, żeby w sejmiku rozegrać opozycję. Przekonywać śląskich radnych miał szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Michał Dworczyk (43 l.). Przejście Kałuży do PiS to niewątpliwie jego sukces, choć niektórzy twierdzą, że radny sam przyszedł do polityków partii rządzącej.
– Cieszę się, że podpisaliśmy porozumienie programowe. To kolejny dowód, że w Polsce można rozmawiać ponad podziałami, z myślą o regionie – powiedział nam Dworczyk. Politycy opozycji nie wierzą jednak w cudowną zmianę poglądów Kałuży uznawanego dotąd za twardego antypisowca. Radny startował z pierwszego miejsca na liście KO, poparło go ponad 25 tys. wyborców. – Nowoczesna miała dwa pierwsze miejsca, zarzekali się, że to pewni ludzie – stwierdził Borys Budka.
Politycy opozycji nie owijają w bawełnę i mówią wprost o politycznej korupcji. Twierdzą, że Kałuża sprzedał się za fotel wicemarszałka. – Być może koledzy z opozycji totalnej mierzą własną miarą innych, ale oskarżenia o polityczną korupcję są bezpodstawne – komentuje Dworczyk. – Wiecie, co oznacza korupcja polityczna i myślicie, że inni też tak robią – wtóruje koledze Grzegorz Tobiszowski (53 l.), wiceminister energii. Jednocześnie zaprzecza, jakoby Kałuży zaproponowano posadę w KGHM.
Z oświadczenia majątkowego Wojciecha Kałuży wynika, że radny ma firmę zajmującą się sprzedażą maszyn do produkcji lodów. Jako prezes zarabia blisko 15 tys. zł miesięcznie. Do spłaty ma też kredyt w wysokości 106 tys. franków szwajcarskich. Nie ma oszczędności.