„Polska dyplomacja zbyt często zamiast być narzędziem pomagającym nawigować przez sztormy polityki międzynarodowej, sama była źródłem problemów” – mówi Adam Traczyk w rozmowie z Tomaszem Walczakiem. Ekspert dodał, że polska polityka zagraniczna „jest zakładnikiem polityki wewnętrznej zupełnie, jakby rząd Prawa i Sprawiedliwości nie dostrzegał, że sytuacja bezpieczeństwa w naszej części globu w ostatnich latach uległa pogorszeniu”. Jak w tym kontekście przedstawiają się perspektywy dla Polski i jej bezpieczeństwa? Odpowiedzi szukajcie w poniższym wywiadzie z Adamem Traczykiem.
„Super Express”: - W 2021 r. nie raz przypominaliśmy sobie, że Polska nie jest samotną wyspą i sytuacja za granicami naszego kraju nie raz wpływała na to, co dzieje się nad Wisłą. Wystarczy przypomnieć sobie postępującą awanturę z Brukselą, kryzys na granicy z Białorusią, rosyjskiej zagrożenie dla spójności NATO, pogarszające się relacje z USA. Jak sobie radziła tymi wyzwania polski dyplomacja?
Adam Traczyk: - Przede wszystkim polska dyplomacja zbyt często zamiast być narzędziem pomagającym nawigować przez sztormy polityki międzynarodowej, sama była źródłem problemów. Wystarczy wspomnieć choćby trwający ciągle spór z Czechami wokół Turowa, który skutkował niekorzystną dla Polski decyzją Trybunału Sprawiedliwości UE. Nonszalancja i niekompetencja polskiej dyplomacji kosztowała podatników już 250 milionów złotych kar, a przecież spór ciągle nie został zażegnany i jeszcze trzeba będzie spłacić Czechów. Do tego polska dyplomacja jest zakładnikiem polityki wewnętrznej zupełnie, jakby rząd Prawa i Sprawiedliwości nie dostrzegał, że sytuacja bezpieczeństwa w naszej części globu w ostatnich latach uległa pogorszeniu. Ciągnące się pory z Unią Europejską czy ostatnie ze Stanami Zjednoczonymi mają przecież swoje źródła w forsowaniu kontrowersyjnych reformach na krajowym poletku. Musi martwić zdolność obozu rządzącego do mobilizacji, gdy trzeba przegłosowywać ustawę, która szkodzi polskiej racji stanu jak Lex TVN i całkowita niemoc, gdy trzeba zebrać większość choćby w sprawie likwidacji Izby Dyscyplinarnej, co znacząco przybliżyłoby nas do zakończenia sporu wokół praworządności.
- W 2022 r. nie będzie lepiej. Bruksela przeszła z fazy pisania listów do polskiego rządu ws. praworządności do konkretnych działań, w tym wstrzymywania środków z Unii dla Polski. Jest szansa, by w tym roku sporu z UE przeszły do przeszłości?
- To zależy tylko i wyłącznie od woli rządzącego obozu skupionego wokół Prawa i Sprawiedliwości i zdolności przywódczych Jarosława Kaczyńskiego. Spór wokół wstrzymanych środków z Funduszu Odbudowy można rozwiązać spełniając w żadnym stopniu zaporowe warunki Komisji Europejskiej. Sam Kaczyński zapowiadał przecież likwidację Izby Dyscyplinarnej już miesiące temu, ale zobowiązania ciągle nie spełnił. Musimy mieć świadomość, że tworząc Fundusz Odbudowy państwa członkowskie UE wykazały się względem siebie wielkim zaufaniem wiążąc się wspólnym długiem. W takiej sytuacji trudniej tolerować sytuację, w której rząd PiS łamie zasady obowiązujące w całej wspólnocie. A jak podkreślałem nie są to wcale wygórowane wymagania. Politycy PiS muszą sobie więc odpowiedzieć na pytanie, czy bardziej zależy im na dobrobycie Polski i zachowaniu demokratycznych standardów czy na podporządkowanie sobie wymiaru sprawiedliwości.
Nie spodziewajmy się, że Berlin nagle stanie się motorem napędowym ostrzejszego kursu w sprawie praworządności. Może on jednak nie naciskać na pedał hamulca tak mocno jak czyniła to Merkel, która w czasie ostatnich negocjacji budżetowych poszukiwała kompromisu między stanowiskiem Polski i Węgier a Parlamentem Europejskim i najbardziej bojowo nastawionymi w sprawie praworządności stolicami
- Politycy PiS i ich sejmowi zausznicy coraz głośniej mówią o unijnej „agresji” wobec Polski. W ubiegłym roku porównywano ją do hybrydowego zagrożenia ze strony Łukaszenki. W tym roku ich zdaniem będzie tylko gorzej. Rzeczywiście Unia zagraża Polsce i to zagrożenie w tym roku będzie tylko wzrastać?
- Członkostwo w Unii Europejskiej jest jednym z filarów rozwoju gospodarczego Polski i poprzez związanie nas bliskimi relacjami z pozostałymi państwami członkowskimi także istotnym czynnikiem gwarantującym nasze bezpieczeństwo. O żadnej „unijnej agresji” nie ma więc mowy. Politycy PiS siejąc taką propagandę szkodzą Polsce. Być może jest to rodzaj reakcji obronnej w obliczu własnej dyplomatycznej indolencji. Środowisko PiS ciągle nie rozumie, że w zjednoczonej Europie interesy narodowe realizuje się przez żmudne ucieranie kompromisów, a nie machanie szabelką. Niestety, polskiej dyplomacji i przywództwu politycznemu obecnie brakuje poza kompetencjami międzynarodowymi także koniecznej cierpliwości i konsekwencji. W efekcie obserwujemy uciekanie się do taniej, antyunijnej propagandy mającej maskować własne niepowodzenia.
- Nowy niemiecki rząd zapowiada dużo poważniejsze traktowanie łamania zasad praworządności. To źle wróży rządowi PiS?
- Berlin za rządów Angeli Merkel przyjął wobec łamania zasad praworządności przez rząd PiS postawę życzliwej obojętności licząc, że mimo wszystko uda się prowadzić względnie konstruktywne relacje. Tej wyciągniętej ręki Warszawa dostrzec nie chciała. Teraz faktycznie można dostrzec pewne sygnały, że nowy niemiecki rząd pod wodzą Olafa Scholza i z ministerstwem spraw zagranicznych obsadzonym przez Zielonych chce dokonać lekkiej korekty tego podejścia. Nie spodziewajmy się jednak, że Berlin nagle stanie się motorem napędowym ostrzejszego kursu w sprawie praworządności. Może on jednak nie naciskać na pedał hamulca tak mocno jak czyniła to Merkel, która w czasie ostatnich negocjacji budżetowych poszukiwała kompromisu między stanowiskiem Polski i Węgier a Parlamentem Europejskim i najbardziej bojowo nastawionymi w sprawie praworządności stolicami. Przede wszystkim to jednak rząd PiS musi odpowiedzieć sobie, czy jest zainteresowany budową pragmatycznych relacji z Berlinem, czy woli w dalszym ciągu skupiać się wyłącznie na tym, co nas dzieli jak Nord Stream 2 oraz zaspokajaniu antyniemieckich resentymentów.
Administracja Bidena i rząd PiS nie nadają na tych samych falach. Nic jednak nie stało na przeszkodzie, aby relacje między Warszawą a Waszyngtonem układały się w harmonijny sposób. Świadczy o tym choćby zaproszenie prezydenta Dudy na zorganizowany przez Bidena szczyt demokratycznych państw. Rząd PiS niestety także i w tym wypadku postanowił z własnej nieprzymuszonej woli wyprowadzić cios w kierunku naszego kluczowego sojusznika w sferze bezpieczeństwa
- Kiedy rok temu Joe Biden został zaprzysiężony na prezydenta USA, nagle relacje z Waszyngtonem z bardzo serdecznych stały się wyraźnie chłodniejsze. Jaki jest stan tych relacji po roku prezydentury Bidena?
- Nie ma co ukrywać, że administracja Bidena i rząd PiS nie nadają na tych samych falach. Nic jednak nie stało na przeszkodzie, aby relacje między Warszawą a Waszyngtonem układały się w harmonijny sposób. Świadczy o tym choćby zaproszenie prezydenta Dudy na zorganizowany przez Bidena szczyt demokratycznych państw. Rząd PiS niestety także i w tym wypadku postanowił z własnej nieprzymuszonej woli wyprowadzić cios w kierunku naszego kluczowego sojusznika w sferze bezpieczeństwa. Nie mówię tu oczywiście o małostkowym rzucaniu kłód pod nogi nowemu ambasadorowi USA Markowi Brzezinskiemu i utrudnianie mu uzyskanie agrément, ale o ostatecznie zawetowanym przez Andrzeja Dudę Lex TVN. Z perspektywy Waszyngtonu forsowana przez PiS ustawa uderzała w dwie amerykańskie świętości, czyli interesy biznesu i wolność słowa. PiS, podobnie jak w przypadku sporu wokół funduszy unijnych, postawił w tej sprawie interes partyjny ponad interes państwowy, o wartościach demokratycznych nie wspominając. Takie afronty są szkodliwe, bo zamiast poświecić całą uwagę na zacieśnianiu relacji z Waszyngtonem zajmujemy się rozpalaniem pożarów, które na szczęście tym razem udało się za sprawą prezydenckiego weta ugasić.
- Waszyngton utrzymuje dobre relacje z takimi satrapiami jak Arabia Saudyjska, ale nieliberalna polityka rządu PiS doprowadziła do ochłodzenia relacji. Jak to wyjaśnić?
- Amerykańskie specjalne relacje z Arabią Saudyjską opierały się na mieszance wyjątkowej roli geopolitycznej roli królestwa Saudów na Bliskim Wschodzie i dostawach ropy, a nie wspólnych wartościach. Jednak i one ucierpiały po zabójstwie krytycznego dziennikarza Dżamala Chaszodżdżiego. Wartości mają więc znaczenie nawet w relacjach tak odległych sobie kulturowo państw, a co dopiero wywodzących się z jednego kręgu cywilizacyjnego. Jednocześnie pamiętajmy, że do zasadniczego ochłodzenia relacji polsko-amerykańskich doprowadziła tyle nieliberalna polityka rządu, bo Amerykanie są na tyle pragmatyczni, aby na pewne rzeczy przymknąć oko, ale podważenie partnerskich relacji i zaufania za sprawą próby wypchnięcia z polskiego rynku amerykańskiego inwestora.
Nie ma wątpliwości, że strategicznym celem Kremla jest wymuszenie na Zachodzie jakiegoś układu, którego kluczowym elementem jest niedopuszczenie, aby Ukraina samodzielnie decydowała o swoim losie, a w dalszej kolejności uczynienie z państw wschodniej flanki NATO członków sojuszu drugiej kategorii. Dlatego poza rozwijaniem własnych zdolności wojskowych i współpracy militarnej z sojusznikami, musimy dbać o wewnętrzną spójność instytucji zachodnich jak NATO i Unia Europejska
- Do Polski trafi w końcu nowy amerykański ambasador, prezydent zawetował lex TVN. To szansa na nowe otwarcie? Czy jednak rządzący establishment, za Barackiem Obamą, uważa polski rząd za autorytarny i w przewidywalnej przyszłości polepszenia relacji nie należy się spodziewać?
- Tu – kolejny raz – piłeczka jest po stronie rządu. Jeśli PiS poskromi swój apetyt na uciszenie TVN i powstrzyma się od szkodliwych prowokacji nic nie stoi na przeszkodzie, aby poprawić relacje z Waszyngtonem. Przecież relacje wojskowe układają się dobrze. Jednocześnie pamiętajmy, że tolerowanie krytycznej wobec rządu telewizji, czy powstrzymanie się od nagonek na osoby LGBT to nie są jakieś fanaberie, których wymaga wyłącznie aktualna amerykańska administracja, ale pewne cywilizacyjne minimum, w sprawie którego interweniowała także administracja Donalda Trumpa.
- Relacje z USA wydają się kluczowe w najbliższych miesiącach, kiedy Waszyngton będzie zmagał się z coraz bardziej nieustępliwym Putinem, który chciałby ze wschodniej flanki NATO uczynić strefę wolną od Sojuszu. Jak przedstawiają się perspektywy tego gambitu Kremla?
- Ambicje Putina może przynajmniej czasowo powstrzymać sytuacja w Kazachstanie. Jednocześnie nie ma wątpliwości, że strategicznym celem Kremla jest wymuszenie na Zachodzie jakiegoś układu, którego kluczowym elementem jest niedopuszczenie, aby Ukraina samodzielnie decydowała o swoim losie, a w dalszej kolejności uczynienie z państw wschodniej flanki NATO członków sojuszu drugiej kategorii. Dlatego poza rozwijaniem własnych zdolności wojskowych i współpracy militarnej z sojusznikami, musimy dbać o wewnętrzną spójność instytucji zachodnich jak NATO i Unia Europejska i dobre relacje polityczne z naszymi partnerami, aby wspólnie stawić czoła zagrożeniu.
- W ogóle po raz pierwszy od dawna polskie sojusze – zarówno z USA, jak i z UE oraz poszczególnymi partnerami unijnymi wydają się niezbędne, by zapewnić Polsce bezpieczeństwo. Te sojusze mimo wszystko działają?
- Nie mamy powodów, aby w nie wątpić. Nasi sojusznicy byli solidarni z nami w czasie sprowokowanego przez Białoruś kryzysu na granicy. W Polsce na podstawie współpracy dwustronnej znajdują się wojska amerykańskie. Do tego w podobnie jak w państwach bałtyckich w ramach tzn. wzmocnionej wysuniętej obecności NATO stacjonują w naszym kraju wojska sojusznicze. Nikt nas z zachodniej wspólnoty bezpieczeństwa nie wypycha. Możemy się najwyżej sami z niej wypisać.
Rozmawiał Tomasz Walczak