"Super Express": - Czy dni Zbigniewa Ziobry w PiS są policzone?
Olgierd Annusewicz: - Tak naprawdę nikt nie wie, jaka jest jego przyszłość w tej partii. Może oprócz jej prezesa, który zapewne ma już jasno sprecyzowany plan. Fakty są takie - w interesie Kaczyńskiego i PiS jest pozostawienie Ziobry w partii. Tyle że miejscem byłego ministra sprawiedliwości byłaby pewnie tylna ława, z której mógłby co najwyżej ładnie poprosić prezesa o możliwość startu w kolejnych wyborach do Europarlamentu.
- Siedzenie na tej tylnej ławce raczej nie zaspokoiłoby jego ambicji.
- To jednak polityk młodego pokolenia, więc czemu miałby nie poczekać? Zwłaszcza że z pewnością zdaje sobie sprawę, jak do tej pory kończyły się wyjścia z PiS. Ani PJN, ani Polska Plus, ani partia Marka Jurka nie odniosły sukcesu. Ba! Te, które startowały w wyborach parlamentarnych, nie przekroczyły nawet 3 proc. i nie mają dofinansowania z budżetu państwa. Dlatego jest to gra obarczona ryzykiem gigantycznego niepowodzenia. Wątpię, by Zbigniew Ziobro się na taki ruch zdecydował.
- A gdyby mimo wszystko zdecydował się na własny projekt polityczny, mógłby liczyć na sukces?
- Na dzisiaj Zbigniew Ziobro nie jest w stanie skonstruować nowej partii politycznej, która zgarnęłaby 15-20 proc. Na to po prostu nie ma szans. Realnym wynikiem takiego przedsięwzięcia - przy dobrych wiatrach - byłoby 5 procent. A to nie zadowoliłoby ani Zbigniewa Ziobry, ani PiS, które straciłoby kolejne głosy i kolejne punkty procentowe poparcia. Stąd pytanie do obu stron: czy warto się osłabiać? Pamiętajmy, że powstanie PJN i jej start w ostatnich wyborach było ostatecznie osłabianiem PiS o te 2,19 proc. - nikt na tym nie zyskał i summa summarum wyrzucenie z partii Joanny Kluzik-Rostkowskiej okazało się błędem. Dlatego powtarzam: nie opłaca się PiS wyrzucać Ziobry.
- Pojawiły się jednak głosy, że Ziobro byłby w stanie przyciągnąć nie tylko swoich zwolenników z PiS, ale również polityków PJN?
- Zbigniew Ziobro i politycy PJN to bieguny. Proszę pamiętać, że Joanna Kluzik-Rostkowska i Elżbieta Jakubiak zostały wyrzucone z PiS po konflikcie właśnie ze Zbigniewem Ziobrą. Nie wspomnę też o programach - podczas gdy PJN można scharakteryzować jako oświecony i proeuropejski PiS, Zbigniew Ziobro to raczej flanka radiomaryjna. Dla obu stron taki sojusz mógłby oznaczać straty wizerunkowe i problemy z zachowaniem twarzy.
- Mówi się też o ewentualnym transferze kilku bardziej konserwatywnych polityków PO. Naprawdę można tak jednoznacznie przekreślać jego szanse na sukces?
- Nie wierzę, że ktokolwiek z konserwatywnych kręgów PO chciałby mieć cokolwiek wspólnego ze Zbigniewem Ziobrą i jego ugrupowaniem. Może z wyjątkiem tych, którzy niedawno po wyjściu z PiS lub PJN dołączyli do PO. Na jego nieszczęście dziś Zbigniew Ziobro nie jest politykiem o zdolności koalicyjnej. Jak sam stwierdził, on się najbardziej "wykrwawił" na IV RP. I to jest prawda. Jedyne środowisko, na którego wsparcie może realnie liczyć, to kręgi zbliżone do Radia Maryja. A to oznacza, że więcej niż 5 proc. w wyborach nie zdobędzie. Chyba że poczeka w "tylnej ławie" trzy-cztery lata i w tym czasie popracuje nad zmianą wizerunku, tak aby za kilka lat ową zdolność koalicyjną odzyskać. Wtedy będzie groźnym rywalem Kaczyńskiego w walce o stery PiS.
Dr Olgierd Annusewicz
Politolog INP UW