"Super Express": - W sobotę Rada Polityczna PiS wybrała nowe władze. Szefem klubu parlamentarnego został Mariusz Błaszczak, wiceprezesami Adam Lipiński, Zbigniew Ziobro i Beata Szydło, a Marek Kuchciński wicemarszałkiem Sejmu. Co to oznacza?
Piotr Zaremba: - Mamy do czynienia z radykalnym ograniczeniem składu kierownictwa partii i pozostawieniem w niej przede wszystkim członków zakonu Porozumienia Centrum, czyli starych, sprawdzonych współpracowników Jarosława Kaczyńskiego. Wprawdzie Ziobro nigdy tam nie należał, ale jest on symbolicznym reprezentantem bardzo twardej linii PiS. Beata Szydło otrzymała nominację na wiceprezesa, bo nie udało się nakłonić do tego Joanny Kluzik-Rostkowskiej. Podobno odmówiła, bo nie chciała być listkiem figowym w gronie tzw. talibów partyjnych. Nowi członkowie władz byli na czas kampanii schowani na drugim planie. Wszyscy oni traktują partię jak wojsko, a jej prezesa jak dowódcę. Będą maszerować w wyznaczonym przez niego kierunku.
- Jarosław Kaczyński tłumaczy, że zaostrzenia kursu wymagają trudne czasy, jakie nastały dla jego partii.
- Ruchy te są pochodną klimatu wojny politycznej, jaki zapanował w Polsce po kampanii prezydenckiej. PiS ma prawo czuć się dziś jak oblężona twierdza. Ale to niewystarczający powód, by uniformizować partyjne szczyty. Łagodna retoryka nie musi być obciążeniem. Zwłaszcza że w Komitecie Politycznym PiS nie zapadają realne decyzje. Ten organ służy raczej jako tło do wystąpień Kaczyńskiego. Wszystkie decyzje podejmuje on. Komitet nie jest w stanie go przegłosować, nawet jakby składał się głównie z "liberałów". Chodzi więc o coś więcej. Kaczyński wysyła groźny sygnał - będziemy teraz wyłącznie partią konfrontacji i obrony swoich racji.
- Czy nie może toczyć tego boju z dżentelmenem i sympatyczną panią u swego boku, tak jak było dotychczas?
- Oczywiście, że może. Ale nie chce. Boi się, że w trudnych chwilach ci łagodni sojusznicy mogą się różnić choćby szczegółem, że są nieprzewidywalni. A niespójność komunikatu wydaje się Kaczyńskiemu nie do przyjęcia, ma osłabiać pozycję jego i PiS. Tymczasem kluczem do sukcesu partii jest umiejętne powiększanie elektoratu. Granie podobnej melodii na kilku instrumentach. Przecież łagodne skrzydło PiS też chce rozliczać rząd z katastrofy, tylko w trochę inny sposób. Kaczyński dziś odreagowuje emocje. Istota tej tragedii dociera do niego dopiero teraz, dotąd działał trochę jak w transie. Nie wykluczam zresztą, że po wyborach samorządowych ponownie postawi na polityków z czasów kampanii. Zostawił sobie taką możliwość, wspominając o ewentualnym poszerzeniu Komitetu. Mają oni jeszcze jedną zaletę - łatwość w zawieraniu kompromisów z innymi partiami. Choć dziś jawi się to Kaczyńskiemu jako wada. Niektórzy politycy PiS wręcz zarzucali Kluzik-Rostkowskiej, że ma dobre stosunki z politykami PO.
- A ta pewnie tylko zaciera ręce, obserwując konsekwentne zaostrzanie kursu przez PiS.
- Platforma może uznać, że taka jednobarwna, nastawiona na walkę i niekokietująca już rozmaitych wyborców partia opozycyjna, nie jest groźna. Tusk nie będzie czuł się zobowiązany podejmować żadnych reform. Żeby zachować władzę, PO nie musi wiele robić. Wystarczy, że będzie się odróżniać od PiS, a media dalej będą pokazywać, często na wyrost, bojowość Kaczyńskiego. Ta świadoma, choć niezrozumiała dla mnie, strategia PiS oddali od tej partii nowo pozyskany w czasie kampanii elektorat.
Piotr Zaremba
Publicysta "Polska The Times"