Leszek Miller

i

Autor: Piotr Grzybowski/SUPER EXPRESS Leszek Miller

Leszek MIller załamuje ręce

PiS był tak zajęty autopromocją, że nie zauważył afery zbożowej - pisze Leszek Miller

2023-04-19 5:08

Jarosław Kaczyński nie przypomina co prawda Madame de Pompadour, ale równie skutecznie jak ona marnotrawi nasze pieniądze. Przypisywane jej powiedzonko: po nas choćby potop, pasuje do prezesa PiS jak ulał. Jego rząd, wydający bajońskie sumy na autopromocję, nie zorientował się, że pod bokiem wykwita mu kolosalna afera zbożowa - pisze w najnowszym felietonie dla "Super Expressu" Leszek Miller.

Wołek zbożowy

Jarosław Kaczyński nie przypomina co prawda Madame de Pompadour, ale równie skutecznie jak ona marnotrawi nasze pieniądze. Przypisywane jej powiedzonko: po nas choćby potop, pasuje do prezesa PiS jak ulał. Jego rząd, wydający bajońskie sumy na autopromocję, nie zorientował się, że pod bokiem wykwita mu kolosalna afera zbożowa. Zajęty nieustannym poszukiwaniem „propagandowego złota” i lekceważeniem wszystkiego, co nie przynosi korzyści wizerunkowych, nie zauważył, że tania ukraińska żywność, w tym zboża, zalewa polski rynek zamiast jechać dalej, w stronę głodujących rynków afrykańskich. „Nie zauważył” czy „nie chciał zauważyć” to pytanie oczywiście się pojawia, ale odpowiedzieć na nie będzie można dopiero, gdy na powrót będziemy mieli w Polsce normalny, europejski wymiar sprawiedliwości.

Od ponad roku od rolników i ze strony opozycji docierały do rządu ostrzeżenia, że kryzys zbożowy nasila się z dnia na dzień. Tych, którzy ostrzegali, uważano jednak za panikarzy i „ruskie onuce”. W warunkach wojny z Rosją zwłaszcza to ostatnie działa niczym kij bejsbolowy. Handel tańszym niż polskie, choć znacznie gorszym ukraińskim zbożem, kwitł więc bez przeszkód. Nie wiem, kto do tego dopuścił, ale jak to mówią – gdy nie wiadomo o co chodzi, to na pewno chodzi o pieniądze. Dopiero, gdy rolnicy wyszli na drogi, gdy poparcie PiS na wsi zaczęło gasnąć, rząd rzucił się do działania. Zamknął granicę dla ukraińskich produktów żywnościowych. Zaskoczył tym oczywiście wszystkich łącznie z UE, bowiem sam wcześniej zgodził się na zniesienie ceł w celu ułatwienia handlu toczącej wojnę obronną Ukrainie. Potem, niczym wspomniana Madame de Pompadour, sięgnął do sakiewki. Obiecał chłopom, że kupi ich zboże nie taniej niż po 1400 zł za tonę, do tego podtrzyma dopłaty do nawozów i dołoży dwa złote za litr paliwa rolniczego. To jednak niczego nie rozwiązuje. Chłopi powiedzieli „za mało”, zaś Komisja Europejska przypomniała, że jak dotąd Polska jest członkiem Unii i obowiązują nas te same przepisy, co wszystkich. Podstawowy zaś głosi, że kraj członkowski nie może jednostronnie podejmować decyzji dotyczących handlu, gdyż mają one wpływ na cały unijny rynek.

Mało tego – w dołkach startowych są już importerzy i eksporterzy żywności, polscy i ukraińscy, którzy na skutek jednostronnej decyzji rządu Morawieckiego ponoszą straty. Jak amen w pacierzu pójdą do sądu po odszkodowania.

Co na to rząd? Jego postawę najdobitniej wyraził wiceminister SZ: Jesteśmy przekonani, że to jest zgodne z prawem … Rzecz w tym, że przekonania, którymi kieruje się PiS, mimo wszystko nie są prawem.