Nie sądzę, żeby przy innej postaci sami działacze PiS byli w stanie zmobilizować się do większej aktywności. Ktoś inny byłby jednak sztuczny. Lider PiS jest człowiekiem twardym i w tej chwili na pewno też już kalkuluje. Ale w tych szczególnych okolicznościach polityka nie jest już tylko grą w szachy. Liczą się także realne emocje, związane z chęcią kontynuowania "dzieła brata". To nie jest propagandowe uzasadnianie własnego startu, tylko coś prawdziwego.
Przeczytaj koniecznie: Sondaż "SE": Jarosław Kaczyński bez szans na wygraną w wyborach prezydenckich
Ewentualne zwycięstwo w wyborach przyniosłoby oczywiście wiele problemów, jak kwestia przywództwa w PiS bądź przyjęcie roli prezydenta, która jest mniej praktyczna, a bardziej symboliczna. Jarosław Kaczyński jako prezydent pozostałby jednak faktycznym liderem partii opozycyjnej. I pojawiłaby się kwestia nie tyle dekompozycji czy osłabienia PiS w roli opozycji, co problemu rozdzielenia ról lidera partii i prezydenta. Co zrobić, by nie prowadziło to do permanentnego konfliktu w polityce.
Owszem, można wyobrazić sobie, że taki opozycyjny prezydent doprowadzi swoje ugrupowanie do zwycięstwa. Mówiąc otwarcie na najbliższe wybory patrzę jednak raczej w perspektywie przegranej Jarosława Kaczyńskiego. Ważne jest, czy w drugiej turze będzie to porażka honorowa rzędu 40-45 procent czy też 25 procent. I taka honorowa porażka byłaby traktowana jako wyraz żywotności PiS oraz potwierdzenie przywództwa lidera.
Istnieje przeświadczenie, że legenda Lecha Kaczyńskiego, która powstała w związku z tą katastrofą, jest raczej posagiem na wiele lat. Nie musi przekładać się na proste odwrócenie nastrojów już dziś. W dniach żałoby ujawnił się patriotyzm, tradycjonalizm - czyli wszystko to, do czego odwołuje się PiS. I to może zaowocować za trzy, pięć lat. Obóz "IV Rzeczpospolitej" w jakiś sposób się policzył, odzyskał nieco wigoru.
Piotr Zaremba
Publicysta "Polska The Times"