- I nie będzie pan protestował, nawet jeśli okaże się, że to laurka? Pan ma przecież inną wizję działalności Wałęsy.
- Nie interesuje mnie wizja Wajdy, która ma być wizją poprawną politycznie. Interesuje mnie prawda, którą znam z relacji babci, Andrzeja i Joanny Gwiazdów czy Krzysztofa Wyszkowskiego. Pan Wajda raczej jej nie przedstawi, bo gdyby tak się stało, Wałęsa zablokowałby produkcję filmu.
- Janusz Głowacki to pana zdaniem osoba, która mogłaby gwarantować bardziej wyważony obraz Wałęsy, który bierze pod uwagę także opinie jego przeciwników?
- Nie znam osobiście pana Głowackiego. Nie wiem, co mu przyświeca. Nie mnie opiniować w tej sprawie.
- Pan i pańska rodzina też, chcąc nie chcąc, weszliście w ten film. Nie zgadzacie się, by wizerunek Anny Walentynowicz pojawił się w "Wałęsie". Czemu?
- Ma to tylko i wyłącznie związek z babcią i tym, czym w życiu się kierowała. Zawsze dbała o to, aby nie łączono jej wizerunku z Wałęsą, a już szczególnie kiedy przedstawia się Wałęsę w pozytywnym świetle. Do tego stopnia, że odmawiała zaszczytów, orderów czy nagród, jeśli się dowiedziała, że również Wałęsa zostanie nimi uhonorowany. Podejmowano wiele prób, żeby nakłonić ją do tego, aby zaprzestała krytyki pana Wałęsy. Proponowano jej za to pieniądze, a nawet funkcję ministra.
- Anna Walentynowicz brała jednak udział w tych samych wydarzeniach, co Wałęsa. Nie da się zrobić uczciwego historycznie filmu o nim, nie mówiąc nic o niej.
- Jest jednak różnica między tym, że byli uczestnikami tych samych wydarzeń, a tym, że chce się moją babcię umieścić w filmie, który ma pokazać Wałęsę jako nieskazitelną postać. To nie jest film historyczny, przedstawiający strajki, czy dokument. To hagiografia Wałęsy, a ona na pewno by sobie nie życzyła, aby jej osobę wykorzystać do uwiarygadniania takiego jego wizerunku.