Piotr Tymochowicz

i

Autor: Piotr Grzybowski

Piotr Tymochowicz: Komorowski powinien zrzucić maski

2015-05-13 4:00

"Super Express": - To prawda, że przyleciał pan ze Stanów Zjednoczonych, żeby ratować Bronisława Komorowskiego? Piotr Tymochowicz: - Można tak powiedzieć. Czułem, że będzie źle, i mam na to dowód - moje nagranie na Facebooku z lutego tego roku. Mówiłem, że jak nic nie zrobią w tej kampanii, to Duda wygra. Przynajmniej w I turze. Stałem się trochę złym prorokiem.

- Porzuca pan Florydę, bo ktoś do pana zadzwonił od Komorowskiego?

- Wtedy jeszcze nie. To była moja inicjatywa. Pomyślałem sobie, że sztabowcy nie dadzą sobie rady, a szkoda, żeby prezydentem został Andrzej Duda.

- Jest pan w Polsce i telefonuje ktoś do pana z Kancelarii Prezydenta. Kto?

- Miałem zaproszenie od pana Jana Lityńskiego. Jeszcze w poniedziałek kilka razy potwierdzaliśmy to spotkanie.

- Ale spotkanie odwołano. Kto od prezydenta do pana zadzwonił i powiedział, że pana nie chcą?

- Przekazał mi tę wiadomość mój przyjaciel Wojciech Wiśniewski, który powiedział, że Kancelaria odwołała spotkanie. Czyli przestraszyli się.

- Może przestraszyli się, bo jest pan gadułą i opowiada wszystkim, że będzie szkolił prezydenta Komorowskiego?

- To takie polskie - wszystko ukrywać.

- To nie jest polskie. Pewnych rzeczy PR-owiec po prostu nie mówi.

- Nieprawda. To wygląda, jakby coś miało się do ukrycia, czyli uczy się manipulować.

- Przecież pan wie, że PR-owcy uczą manipulacji.

- Nie przesadzajmy. Często PR-owcy działają w świetle jupiterów, bo często uczą, jak sprzedać prawdę, a nie kłamstwo. Moim celem było namówić prezydenta, żeby zrzucił w końcu swoje maski.

- Jakie maski ma Bronisław Komorowski?

- Peerelowskie.

- Co to znaczy?

- Znam Bronisława Komorowskiego i parę razy widziałem go w akcji poza kamerami. Nie jest tak fatalny. Jest tysiąc razy lepszym człowiekiem, niż pokazano to w kampanii wyborczej. Ci palanci od PR-u ze sztabu pokazali prezydenta jako niedojdę. Pokazali go jako człowieka, który nie ma kontaktu z rzeczywistością. Mam wrażenie, że w otoczeniu prezydenta panuje panika, że potracą synekury porozdawane ich rodzinom przez ministerstwa. Oni się potwornie boją i dlatego utracą stołki.

- Wieszczy pan przegraną Bronisława Komorowskiego?

- Może wygrać, jeśli w końcu przestanie grać kogoś, kim nie jest. Gdzie szukać szans? W mobilizacji ludzi do pospolitego ruszenia.

- Ale jak?

- Ogłaszamy otwarty sztab wyborczy. Masowo przyjmujemy wolontariuszy. Otwieramy się w sztabie i pokazujemy, że nie mamy nic do ukrycia. Bronisław Komorowski jest bardzo sympatycznym człowiekiem.

- Widziałem jego spotkania wyborcze, na których były gwizdy i okrzyki w stylu "Na Mazury macać kury". Atmosfera była bardzo nieprzyjemna.

- Ja tego nie rozumiem. Można lubić prezydenta lub nie, ale nie nauczyliśmy się w Polsce, że prezydent to pewna instytucja, której z definicji należy się szacunek. Nie mając szacunku do prezydenta, nie mam szacunku do siebie.

- A co pan sądzi o Dudzie?

- Będę miał do niego szacunek, jeśli zostanie prezydentem.

- Za dwa tygodnie będzie prezydentem czy nie?

- Chciałbym na łamach "Super Expressu" i w towarzystwie pana redaktora złożyć gratulacje na ręce Andrzeja Dudy, ponieważ zostanie prezydentem.

- Dlaczego pana zdaniem jest taki dobry?

- Był sztywny i sztuczny na początku. Tę potworną sztuczność skompensowano bardzo dobrym początkiem kampanii. Zaraz ktoś powie, co ten Tymochowicz opowiada. Ale jeśli ludzie widzą sprawną kampanię wyborczą, to myślą sobie natychmiast, że tak samo skuteczna i tak samo efektywna będzie prezydentura. Jeśli kampania będzie nudna jak flaki z olejem - a kampania prezydenta Komorowskiego taka jest - będzie nieskuteczna, to ludzie od razu sobie myślą, że prezydentura będzie tak samo żałosna i tak samo nudna.

- Zgodziłbym się z panem, gdyby nie przypadek Pawła Kukiza. On wypadł w debacie bardzo źle, nie wiedział, co ma powiedzieć, a po debacie jego poparcie skoczyło do 20 proc. To przeczy pana słowom.

- Nie przeczy, bo mówię o całokształcie kampanii. Wojnę można wygrać nawet wtedy, gdy przegrywa się pojedyncze bitwy.

- Niech mi pan powie o fenomenie Pawła Kukiza.

- Przez lata uważałem, że jest kompletnym idiotą. Bardzo źle się z tym czuję i chciałbym przyznać się do błędu.

- Uwaga, będą przeprosiny!

- Tak, źle oceniłem pana Pawła Kukiza. Może dlatego, że nigdy nie miałem z nim osobistego kontaktu i analizowałem tylko jego wypowiedzi w mediach. Natomiast doszło do kilku spotkań z Pawłem Kukizem i byłem w szoku. Nieraz wypadał źle w mediach, ale jest człowiekiem bardzo inteligentnym. Poza tym zaskoczyło mnie jeszcze jedno. Jest w nim gorejący patriotyzm i jest on prawdziwy. Naprawdę kocha Polskę i Polaków. Nie jest to sztuczne, teatralne. To jest tak niepopularne i wyświechtane, ale w jego przypadku to ma sens. Jestem pod wielkim wrażeniem.

- Co dalej z Pawłem Kukizem? Utworzy ruch, partię? Dostanie się do Sejmu?

- Tak, powinien utworzyć antysystemową partię na bazie ruchu społecznego.

- Ma pan jakąś nazwę dla partii Kukiza? Zasugerujemy mu.

- Mam kilka propozycji. Drogi Pawle, chciałbym cię namówić na hasło "Antypartia".

- Antypartia Kukiza?

- Tak. Trzeba bowiem rozpieprzyć w pył to, co zawaliła Platforma. Żyjemy w kraju, którego największym wrogiem jest obywatel.

- A co z Magdaleną Ogórek? Startowała z 8 proc., skończyło się na 2,5 proc.

- A możemy zostać w tej konwencji co do tej pory?

- Wolałbym, żeby było ostrzej.

- To nie sztabowcy, ale jakaś prywatna firemka odpowiadała za kampanię pani Ogórek. Prowadziła ją jej znajoma, co zresztą było warunkiem pani Magdaleny. Gratulujemy koleżance, ale dobitnie chciałbym powiedzieć, że fatalne jest pomylenie kandydatki na prezydenta z lalką z sex-shopu. Promowano ją jak tę lalkę i to taką, która do tego wszystkiego jeszcze nie mówi. Na litość boską! To był seksizm totalny. Nie wolno w ten sposób promować kobiet, a do tego kobiet, które kandydują na prezydenta. Znowu się przyznam do błędu. Traktuję pana jak konfesjonał.

- Jakiego błędu?

- Byłem zauroczony panią Ogórek. Pomyślałem sobie, że jest jakaś szansa. Tu mamy panią Clinton, tu panią Ogórek. Pomyślałem, że przyszedł czas może nie na Afropolaka, ale na kobietę na funkcji prezydenta. Myślałem, że jak otworzy usta, to coś z tych ust wypłynie. Niestety, to, co się działo potem, to była masakra. Nie wolno się obrażać na dziennikarzy. A teraz powiem coś w pana obronie, OK?

- Proszę bardzo.

- Nie można dzielić dziennikarzy na tabloidowych i dziennikarzy poważnych. Nie ma takich. Dziennikarze nie są samoistnym medium, do którego się kandydaci zwracają. To są tylko pośrednicy w komunikacji ze społeczeństwem. Obrazić się na dziennikarza to tak, jak obrazić się na czytelników. Nie wolno znieważać ludzi.

- Zgoda. Co dalej z Magdaleną Ogórek?

- Powinna kupić burkę i w niej chodzić. To smutne, bo przez panią Ogórek kobiety zostały pokazane jako te, które się do niczego nie nadają.

 

Zobacz też: Wyniki wyborów. Jacek Żakowski: Drugą turę nieznacznie wygra Komorowski

Nasi Partnerzy polecają