"Super Express": - Od dziś Sejm zajmuje się projektem 500+, który, jak przekonuje PiS, ma poprawić sytuację demograficzną w Polsce. Problem polega na tym, że tylko rządząca partia w to wierzy. Jeśli rzeczywiście PiS poważnie traktuje politykę prorodzinną, to co powinien jeszcze zrobić, by była ona skuteczna?
Piotr Szumlewicz: - Po pierwsze, PiS powinien stworzyć powszechną i nieodpłatną opiekę żłobkową. Publiczny żłobek w każdej miejscowości byłby bardziej epokowym projektem niż 500+. Tym bardziej że w Polsce użłobkowienie jest najniższe w całej Unii Europejskiej, a przecież dla rodziców, a szczególnie dla matek, możliwość zapewnienia opieki nad dzieckiem jest sprawą kluczową. Dzięki temu można łączyć obowiązki rodzinne i zawodowe.
- Rzeczywiście, po kontakcie z publiczną opieką żłobkową, która praktycznie nie istnieje, odechciewa się drugiego dziecka.
- Dokładnie. Niestety, PiS sprawia wrażenie, jakby szedł w dokładnie odwrotnym kierunku. Zniesienie obowiązku szkolnego dla sześciolatków sprawi, że spadnie odsetek dzieci, które zostaną objęte państwową opieką przedszkolną. Dla większej grupy dzieci zabraknie bowiem miejsca w publicznych placówkach. Nie słychać nic o dodatkowych środkach na żłobki, a być może nawet będą w tej sprawie cięcia.
- To jedna sprawa, z której zrozumieniem ma problem rząd. Nawet ważniejsze jest to, że zdaje się nie mieć pojęcia o tym, czemu młodzi nie decydują się na posiadanie potomstwa. A tu mamy dwie fundamentalne kwestie - rynek pracy i rynek mieszkań.
- Rzeczywiście, to sprawy niezwykle istotne. Patologiczny rynek pracy, na którym rzesze młodych pracują na umowach śmieciowych i za niskie pensje, sprawia, że nie czują oni żadnej stabilności. Wydaje się, że nawet ten pierwszy element jest ważniejszy. Nawet przy niedużych dochodach młodzi pewnie łatwiej decydowaliby się na posiadanie dzieci, gdyby mieli gwarancję stabilnego zatrudnienia dzięki etatowi. Dawałoby to jakieś perspektywy. Dziś tych perspektyw nie ma. Do tego dochodzi inna kwestia - zbyt często zdarza się, że kobieta, nawet po krótkim urlopie macierzyńskim, ma problemy z powrotem do pracy. Zmiany na rynku pracy są więc czymś, czego żadna partia, która poważnie myśli o polityce prorodzinnej, nie może ignorować. Tak samo zresztą jak kwestii mieszkaniowych.
- Co tu jest do zrobienia?
- Bardzo trudno o nowe mieszkania. Powstaje ich obecnie o 30 proc. mniej niż za Gierka! Do tego w ogóle w Polsce nie istnieje tanie budownictwo komunalne i socjalne. A przecież problemy z dostępnością mieszkań dla młodych małżeństw to duża przeszkoda w decydowaniu się na dzieci.
- Warto tu przypomnieć rządowi statystyki, które mówią, że niemal połowa młodych ludzi w Polsce mieszka z rodzicami. Trudno w takiej sytuacji myśleć o zakładaniu rodziny.
- Dokładnie tak. Dlatego kolejnym fundamentem skutecznej polityki rodzinnej powinien być program mieszkalnictwa, który pozwoli młodym ludziom się usamodzielnić. Już raz PiS zapowiadał 3 mln mieszkań i nic z tego nie wyszło. Tyle że to wszystko, o czym mówimy, to drogie projekty. Jeśli chciałoby się je realizować, komuś trzeba byłoby podwyższyć podatki i zmienić strukturę budżetu. O tym jednak rząd PiS uparcie milczy. Ja się obawiam jednego.
- Czego?
- Nie szukając źródeł dochodu dla budżetu z podatków, a jednocześnie wprowadzając program 500+, PiS będzie musiał ograniczyć wydatki społeczne w innych dziedzinach. Nie tylko nie powstaną dostępne mieszkania, ale być może trzeba będzie ograniczać to, co już jest. Nie jestem z gruntu przeciwny tym 500 zł na dziecko, ale to powinna być część szerokiej, wielowymiarowej polityki społecznej. Rząd, mam wrażenie, zbyt często zapomina, że polityka rodzinna to skomplikowany mechanizm naczyń połączonych, którego nie da się zastąpić jedną formą wsparcia.
Zobacz: Arkadiusz Mularczyk: Był weekend. Trudno zajmować się samotnymi rodzicami