"Super Express": - Strajk pielęgniarek w Centrum Zdrowia Dziecka znów ożywił dyskusję o zarobkach w Polsce. A są one bardzo marne, tymczasem chcielibyśmy pracować za takie stawki, jak ludzie na Zachodzie. To możliwe czy to tylko mrzonki?
Piotr Szumlewicz: - Płace w Polsce są bardzo niskie, ich wysokość w odniesieniu do PKB procentowo należy do najniższych wśród krajów Unii Europejskiej. Jednak część osób w naszym kraju zarabia bardzo dużo - np. średnie zarobki prezesów spółek notowanych na Giełdzie Papierów Wartościowych wynoszą ok. 1,5 mln zł rocznie. To już kwoty zbliżone do pensji części menedżerów z państw Zachodu. Tymczasem jest również nad Wisłą grupa pracowników, która zarabia bardzo mało. Ci najgorzej opłacani ludzie cały czas pracują za stawki rzędu 4-5 zł za godzinę. Pamiętajmy też, że w Niemczech minimalna stawka godzinowa to równowartość 35 zł, we Francji ta kwota wynosi 40 zł. W Polsce jeszcze walczymy o 12 zł. A nasze PKB to już ponad 60 proc. średniej unijnej. Widać tu rozdźwięk - patrząc na PKB, zbliżamy się do średniej Unii Europejskiej, a w płacach cały czas jesteśmy daleko w tyle.
- O czym to świadczy?
- Jest to miara wyzysku. Dlatego kwestia niskich płac wynika nie tylko z tego, że cały czas jesteśmy krajem mniej rozwiniętym od państw zachodnich, ale to przede wszystkim efekt niesprawiedliwego podziału dochodu narodowego. Moim zdaniem jest tutaj miejsce na to, żebyśmy szybciej gonili kraje Zachodu. I w tej kwestii władza ma bardzo dużo do powiedzenia. Może wpływać na rynek pracy na kilka sposobów. Z jednej strony poprzez płacę minimalną, z drugiej poprzez zamówienia publiczne. Trzeba też pamiętać o płacach w budżetówce, które od siedmiu lat nie były waloryzowane, a ich wysokość również wpływa na sytuację na rynku pracy.
- Stawka godzinowa w wysokości 12 zł rzeczywiście tak pozytywnie wpłynie na rynek pracy? Jej przeciwnicy twierdzą, że tylko powiększy szarą strefę.
- To na pewno krok w bardzo dobrym kierunku. Ja osobiście jestem bardzo zadowolony, ponieważ to nasza propozycja, którą przedstawiliśmy trzy lata temu. Wtedy i rząd, i pracodawcy podchodzili do tego z lekceważeniem, żeby nie powiedzieć pogardą. Dzisiaj ten postulat popierają również największe organizacje pracodawców. Więc okazało się, że ten śmieciowy rynek pracy przestał się opłacać również znacznej części pracodawców.