"Super Express": - Czy w swej długiej karierze dziennikarskiej zetknął się pan kiedyś z Tomaszem Siemoniakiem?
Piotr Semka: - Tak. Wtedy, gdy w wyborach 1991 roku Kongres Liberalno-Demokratyczny po raz pierwszy wszedł do Sejmu. Pamiętam, jak w swym biurze parlamentarnym powiesili duży plakat United Colors of Benetton, na którym ksiądz całował się z zakonnicą. Drzwi do klubu były ciągle otwarte, więc nietrudno było plakat zauważyć. Siemoniak stał tuż przy drzwiach. Podszedłem do niego, wyraziłem swe zdziwienie, że wieszają coś takiego i zapytałem go o zdanie. Ani nie bronił plakatu, ani nie był nim zniesmaczony. Szybko zorientowałem się, że mam do czynienia z człowiekiem bez właściwości, takim człowiekiem szybą.
- Zmienił się w późniejszych latach?
- Wie pan, jak go wtedy zobaczyłem w klubie, to myślałem, że jest na pierwszym roku studiów. On ma niesłychanie młodzieńczą, a nawet dziecięcą twarz. To idealny asystent, taki człowiek od kserokopiarki. Zawsze był na drugim planie.
- Jednak w swej karierze był już szefem telewizyjnej Jedynki, wiceszefem rady nadzorczej PAP, sekretarzem stanu MSWiA...
- No właśnie - człowiek od wszystkiego. Przypomnę też, że nigdy się nie odniósł do powtarzanych niegdyś opinii, że był autorem tego obrzydliwego raportu Platformy Obywatelskiej na temat publicznych mediów. Poważna partia stworzyła dokument, w którym pojawiły się insynuacje o konserwatywnych dziennikarzach - że są żołnierzami ideologicznymi PiS itp. Ten raport to chyba nie był jego pomysł, ale on zajął się szczegółami. Bo Siemoniak był zawsze człowiekiem kierowanym do konkretnych, żmudnych administracyjnych prac. On nie bryluje w telewizji, nie błyszczy na Twitterze jak Sikorski.
- Bycie sprawnym administratorem wystarczy do szefowania MON?
- Oczywiście, że nie. Jego nominacja to kolejny wyraz lekceważenia tego resortu ze strony PO. Nieszczęście było już w przypadku Klicha, który nie ma temperamentu wojskowego. Co więcej, ponieważ nie cieszył się w PO silną pozycją, to niewiele mógł zrobić w resorcie. Teraz będzie podobnie.
- Więc może to taki minister przejściowy, którego po wygranych wyborach zastąpi jakiś szeryf PO i zrobi w MON porządek?
- Ale skoro Tusk jest przekonany, że po wyborach będzie rządził dalej, to mógł już teraz mianować wyrazistą, silną postać, która w trakcie kampanii wyborczej przekonywałaby, jak wnioski z raportu Millera wcielane są w życie. Nie mam wrażenia, aby kwestie armii były dla premiera istotne. Jeżeli w samej Platformie mówi się, że raport Millera obnaża słabości MON, to nie można wysyłać tu kogoś takiego jak Siemoniak, ale kogoś kojarzonego z problematyką wojskową. Najwyraźniej Platforma ma bardzo krótką ławkę kadrową.
Piotr Semka
Publicysta "Rzeczpospolitej"