"Super Express": - Jak pan ocenia rozstrzygnięcie Trybunału Konstytucyjnego ws. kodeksu wyborczego?
Piotr Semka: - Na pewno uznanie jednomandatowych okręgów wyborczych do Senatu utrudnia życie PO. Jest to zachęta dla różnych ugrupowań do wystawiania w wyborach kompromisowego kandydata. Może się więc okazać, że partia Donalda Tuska zostanie bez większości w Senacie, a bez tego nie będzie miała tak łatwo, jak ostatnio. To chyba kolejny sygnał, że absolutna wszechwładza Platformy już się nie powtórzy.
- Dla demokracji to dobry sygnał?
- Na prawicy istnieje złoty mit jednomandatowych okręgów. Nie są one jednak uniwersalną różdżką czarodzieja, która sprawi, że demokracja będzie lepsza. W pewnych sytuacjach takie okręgi mogą działać pozytywnie, w innych negatywnie. Zawsze przypominam casus dawnego województwa pilskiego, gdzie wygrywał magnat Henryk Stokłosa, dla którego takie rozwiązanie jest idealne. Z kolei jeśli mandat senatorski zdobędzie kompromisowy kandydat mniejszych ugrupowań, to siłą rzeczy polepsza to demokrację.
- Wiele emocji budziła sprawa billboardów i spotów wyborczych. Okazuje się, że zdaniem Trybunału ich zakaz godziłby w wolność słowa.
- Chwała Bogu, że sędziowie wydali w tej sprawie takie orzeczenie. Im bardziej Platforma doprowadza do unifikacji przekazu większości mediów, tym bardziej ugrupowania opozycyjne mają prawo przebijać się ze swoimi poglądami za pomocą spotów czy billboardów.
- Tyle że na takie negatywne kampanie wymierzone w politycznych konkurentów partie wydają pieniądze podatników.
- Oczywiście jestem za tym, żeby partie były ustawowo zobowiązane do inwestowania państwowych dofinansowań w think tanki. Tylko kiedy widzę PO, która mówi, że tak się martwi o demokrację, że nie chce billboardów, to od razu mi się przypomina, jak żelazną ręką trzyma ona media publiczne.
- Dobrze się stało, że dwudniowe wybory zostały zakwestionowane przez Trybunał?
- Absolutnie. Wybory powinny być jednodniowe. Trzeba szukać innych sposobów zachęcania Polaków do głosowania. Pamiętajmy, że niegłosowanie jest świętym prawem demokracji. Jeżeli Polacy nie chcą iść do urn, to niech politycy zastanowią się, dlaczego. Zresztą bardzo łatwo mi sobie wyobrazić w polskich warunkach łamanie przez media ciszy wyborczej. Lepiej więc nie kusić losu.