"Super Express": - Co się składa na modny od niedzieli termin "merkelizm"?
Piotr Semka: - To polityka, która w nieprawdopodobnie sprawny sposób wykorzystuje wszystkie formalne elementy demokratycznego systemu rządów do zdobycia dominacji na scenie politycznej. Pod pewnymi względami trafne są porównania czynione pomiędzy Angelą Merkel a Donaldem Tuskiem. Oboje absolutnie dominują w swoich partiach - w CDU i w PO nie ma już żadnej dyskusji wewnętrznej. SPD i Zieloni tracą, bo są rozszarpywani silnymi wewnętrznymi sporami. A CDU jest wehikułem, który przez cztery lata prowadzi skuteczną kampanię wyborczą. Z PO jest podobnie. Tylko jak ta kampania wygląda w Niemczech? Wielu korespondentów skarżyło się na jej bezbarwność - na to, że kontrkandydat z SPD Peer Steinbrück nie mógł nawet nawiązać polemiki, bo pani kanclerz ostentacyjnie go ignorowała. Bazowała na przekonaniu Niemców, że prowadzi ich z dala od burz światowego kryzysu.
- To podobnie jak Donald Tusk, który wmawia Polakom, że wylegujemy się na zielonej wyspie...
- Tylko że Niemcy mają realne poczucie tego, że sprawy są pod kontrolą. Ale rzeczywiście polski premier stara się być jak najpilniejszym uczniem Angeli Merkel.
- Czy to, że CDU to Merkel i tylko Merkel, a PO to Tusk i tylko Tusk nie jest aby rozłożonym w czasie zagrożeniem dla tych partii?
- Oczywiście, że jest. Spójrzmy na przykłady z Polski z początku lat 90.: KPN, dla którego zabójczy okazał się fakt, że Leszek Moczulski miał kontakty z bezpieką, oraz UPR, który przestał się liczyć, gdy nastąpiło zmęczenie barwnością lidera. Staroświecki Kohl też był wielką figurą, ale jednak utrzymywał w CDU pewien pluralizm. Wokół Angeli Merkel występuje ciekawe zjawisko charakteryzujące się tym, że wszyscy jej potencjalni rywale w różny sposób znikają z polityki.
- Przypomnijmy najgłośniejsze przypadki.
- Do dziś nie wiadomo, dlaczego premier Hesji Roland Koch odszedł nagle do biznesu, choć poważnie jej zagrażał. Następnie utalentowany premier Dolnej Saksonii Christian Wulff, którego Merkel wypchnęła na prezydenta Niemiec, a potem wyszło na jaw, że dostawał prezenty od biznesmenów - i musiał odejść. Wreszcie bardzo ambitny minister obrony Karl-Theodor Zu Guttenberg - no i proszę, wyszło na jaw, że splagiatował pracę magisterską - musiał się podać do dymisji. Czy te przypadki są wymyślone? Nie. Wulff przyjmował prezenty, a Zu Guttenberg popełnił plagiat. Rywale Merkel poślizgują się na skórce od banana, ale samej Merkel z bananem nikt nie widział. Nie ma dowodów na to, że istnieje ośrodek, który prześwietla życiorysy jej rywali. Ale oczywiście za jej zwycięstwami stoi nie tylko pech tychże rywali, lecz także połączenie wielu zalet: PR, dobór współpracowników, wsłuchanie się w głos społeczeństwa. To trochę jak z Lechem Wałęsą w czasach Solidarności. Czy nie miał rywali? Ależ miał. Ale miał też kilka cech, które zawsze zapewniały mu przewagę nad resztą.
- Co triumf Angeli Merkel oznacza dla Polski?
- Im częściej padają rytualne deklaracje, że między nami nigdy nie było tak fajnie jak obecnie, tym bardziej komunikacja pomiędzy Polską a Niemcami wchodzi w fazę fasadowego zastoju. Niezwykle mocna pozycja Niemiec w obecnej Europie pcha Donalda Tuska do roli kogoś, kto czeka na impulsy z Berlina. A minister Sikorski mówi, że Niemcy powinny odgrywać jeszcze większą rolę w Europie - dla Niemców to kaszka z mleczkiem! Warto też przypomnieć, że Angela Merkel - wbrew obowiązującemu w Polsce optymizmowi - od ośmiu lat trzyma polityczny parasol nad projektem Centrum przeciwko Wypędzeniom.
Piotr Semka
Publicysta tygodnika "Do Rzeczy"