"Super Express": - Rząd zapowiada wprowadzenie specjalnej opłaty paliwowej wynoszącej 25 groszy netto za litr paliwa. Przedstawiciele obozu władzy uspokajają, że ludzie tej opłaty specjalnie nie odczują, bo cena ropy spadła. Czy faktycznie możemy być spokojni?
Piotr Kuczyński: - Oczywiście, że ludzie tę opłatę odczują. Owszem, cena ropy spadła, ale jeśli dodamy do każdego litra 25 groszy to oczywiste jest, że wzrost ceny nastąpi. Poza tym ceny paliw nie są stałe, zależą od siły złotego, tego, co dzieje się na rynkach światowych, to są czynniki płynne. Można sobie wyobrazić, że złoty nie teraz, ale kiedyś osłabnie, a cena ropy na światowych rynkach też nie teraz, ale w przyszłości wzrośnie. I zmiany te konsumenci w Polsce bez wątpienia odczują. Trzeba też pamiętać o tym, że opłata drogowa będzie indeksowana inflacją, to znaczy, że jak będzie w danym roku inflacja, to ta opłata wzrośnie. Czeka nas więc wzrost cen przez kolejne lata. Poza tym nie ma takiego człowieka, który byłby w stanie przewidzieć kurs złotego czy ceny na światowych rynkach ropy w perspektywie wielu lat. A był już czas, gdy cena za litr benzyny przekraczała 5 złotych.
- Przedstawiciele rządu mówią, że za rządów Platformy Obywatelskiej cena benzyny była wysoka, a za rządów Prawa i Sprawiedliwości niska. Skąd to się bierze?
- W ten sposób nie ma co argumentować, to czysto polityczna opinia, nie przemawia do mnie ona ani z jednej, ani z drugiej strony. W rzeczywistości opcja rządząca nie ma tu nic do rzeczy. Za rządów Platformy Obywatelskiej benzyna była faktycznie droższa, ponieważ cena ropy na światowych rynkach sięgała stu dolarów za baryłkę, teraz jest niższa, gdyż cena za baryłkę to zaledwie ponad czterdzieści dolarów. To wystarczające wyjaśnienie. Wszystko zależy od ceny surowca i siły złotego. Dziś surowiec jest stosunkowo tani, a złoty silny, stąd i cena benzyny jest niższa. Jednak w każdej chwili może to się zmienić.
- Z czego wynikają wahania na światowych rynkach ropy?
- Ci komentatorzy, którzy są zwolennikami fundamentalnych podłoży ruchów cen, powiedzą, że niższa cena za baryłkę ropy wynika z nadmiaru surowca na rynku. Jednak jak cena ropy wynosiła w szczycie w 2011 roku 147 dolarów za baryłkę, też podaż surowca była spora i w nikogo to nie uderzało. Rynki finansowe, fundusze inwestycyjne grają na tym rynku, ciągną ceny ropy w górę bądź w dół. W tej chwili obowiązuje paradygmat mówiący o tym, że jest nadmiar ropy na rynku i żadne cięcia OPEC tego nie zmienią.
- Z pana słów wnioskuję jednak, że nie będzie to tendencja trwała?
- Nigdy nie jest trwała. Wielu z nas pożyje jeszcze kilkadziesiąt lat. Cena ropy będzie się wielokrotnie zmieniała, raz będzie rosła, raz spadała. Jak będzie rosła, to oczywiście i cena benzyny w Polsce będzie wyższa. Rynki finansowe są zmienne i dość nieobliczalne. Nie da się powiedzieć, że cena ropy teraz jest niska i już taka pozostanie. Równie dobrze za rok cena za baryłkę może wynosić nie ponad czterdzieści, ale ponad osiemdziesiąt dolarów. Nie mówię, że tak będzie, ale tak może się stać.