"Super Express": - Na czym polega reforma sądów rejonowych ministra Gowina? Albo na czym polegała, biorąc pod uwagę piątkowe głosowanie w Sejmie...
Prof. Piotr Kruszyński: - Proces legislacyjny jeszcze się nie skończył, jeśli chodzi o ustawę, która zmienia reformę Gowina. Reforma zlikwidowała 79 sądów rejonowych i stworzyła na ich miejscu wydziały zamiejscowe innych sądów rejonowych z większych miejscowości. Sędziowie mieli mieć możliwość orzekania zarówno w wydziałach zamiejscowych, jak i tych siedzibach podstawowych.
- Nad reformą zebrały się jednak w piątek czarne chmury. Posłowie przegłosowali przyjęcie obywatelskiego projektu ustawy o okręgach sądowych.
- Nad tym tzw. obywatelskim projektem ustawy pracowali posłowie PSL. Zapis, że zmiana właściwości terytorialnych sądów musi nastąpić w drodze ustawy, znosi reformę Gowina, która była wprowadzona rozporządzeniem. Wiadomo że wyborcy PSL pochodzą z małych miejscowości, ale te argumenty są przekonujące. W 1998 roku przywrócono powiaty, powiat miał być taką małą ojczyzną z komendą policji, prokuraturą, szpitalem i sądem. Mieszkańcy byli dumni z własnych sądów.
- Premier ma na ten temat inne zdanie. Według niego sąd nie jest sposobem na budowę prestiżu powiatu.
- Premier mówi różne rzeczy. O to można się spierać. Sposób realizacji tej reformy woła o pomstę do nieba. Po co minister dopychał ją kolanem, skoro wiedział, że jest opór ze strony koalicjanta? Ta reforma wprowadziła bardzo duży zamęt.
- Na czym ten zamęt polega?
- Sprawa trafiała do sądu rejonowego w mieście X. Sąd rejonowy w tym mieście już nie istnieje. Jest za to sąd rejonowy w Y z wydziałem zamiejscowym w X. Mam poważne wątpliwości, czy sprawa może toczyć się przed innym sądem niż ten, do którego została wniesiona. Moim zdaniem nie, ale praktyka jest inna, sprawy się toczą.
- Są wątpliwości co do podstawy prawnej?
- Chodzi o naruszenie zasady ciągłości rozprawy, sprawa powinna kończyć się w tym samym sądzie, w którym się zaczęła.
- Wyroki wydane w tych sprawach będą mogły być z tego względu podważane?
- Resort nie widzi problemu. Jednak w 2003 roku Trybunał Konstytucyjny w sprawie, w której zmieniono granice terytorialne niektórych sądów, orzekł, że postępowanie musi zacząć się od początku. Moim zdaniem wyroki mogą się nie utrzymać.
- Po głosowaniu nad ustawą o okręgach sądowych Jarosław Gowin powiedział, że to chwila triumfu lokalnych układów. Ta reforma rzeczywiście uderzała w te układy?
- To mit i fatalnie przeprowadzona reforma. Nie jestem politykiem, ale moim zdaniem to był błąd polityczny. Typowy ruch pozorny, który miał pokazać, że PO rozbija lokalne kliki. Prowadzę sprawy nie tylko przed Sądem Najwyższym w Warszawie, lecz także w różnych sądach rejonowych i widzę, że reforma nic nie zmieniła.
- Co według pana minister miał na myśli, mówiąc o lokalnych układach?
- Mogę się tylko domyślać. W małych miejscowościach, gdzie wszyscy się znają, jest niebezpieczeństwo, że dojdzie do stronniczego sądzenia, ale na takie tezy trzeba mieć dowody. Nie wystarczy mówienie, że chce się zniszczyć "towarzystwa obrony prezesów". Przekształcenie sądów w wydziały zamiejscowe nic nie zmieniło, bo nie ma nadzoru nad sędziami w zakresie orzecznictwa. Ta reforma to tak naprawdę zmiana szyldów.
- To może chociaż taka struktura sądownictwa byłaby tańsza?
- Była droższa! Szyldy trzeba było zmienić.
Prof. Piotr Kruszyński
Ekspert ds. prawa karnego, adwokat