Piotr Kraśko

i

Autor: Michał Baranowski Piotr Kraśko

Piotr Kraśko o swoim najnowszym programie: Sam zmieniłem poglądy w sprawie uchodźców

2018-08-16 11:35

Piotr Kraśko, gwiazda telewizji TVN o najnowszym, kontrowersyjnym show, które zapowiadano jako "wieclanie się w role uchodźców", a także o poglądach swoich i Polaków na ten temat.

„Super Express”: - Piotr Kraśko z uczestnikami formatu „Wracajcie, skąd przyszliście” „wcieli się” w rolę uchodźców. Miało wzbudzić kontrowersje i się udało?
Piotr Kraśko: - Wątpię, żeby ktoś kto obejrzał chociaż jeden odcinek edycji niemieckiej, holenderskiej czy australijskiej uznał, że to kontrowersyjny pomysł. Powiem więcej – trudno znaleźć lepszy sposób na mówienie o problemach uchodźców.

- Moim zdaniem można. TVN nie wchodzi jednak w produkcje filmów dokumentalnych.

- TVN też takie filmy produkuje, ale nie można mieć pretensji, że nie każda nasza produkcja nie jest filmem dokumentalnym.

- Nie jest. Tu zarzut brzmi, że robi się show na taki temat…

- Słowo show nigdy nie przyszło mi do głowy w czasie zdjęć!

- Ok, ten termin trochę źle się tłumaczy. Powiedzmy program ze znaną twarzą.

- Film dokumentalny, albo reportaż oznacza patrzenie na rzeczywistość oczami autora. I zawsze można by postawić zarzut, że jego punkt widzenia dominuje. Sam się nad tym zastanawiałem, kiedy w 1995 roku w Rwandzie po raz pierwszy robiłem materiał o uchodźcach, którzy uciekali wtedy przed rzezią do Kongo. Ale siłą rzeczy to była opowieść o tym jak ja to zobaczyłem. W tym programie pokażemy jaki stosunek do uchodźców mają przeróżni Polacy.

- W zapowiedzi przeczytałem, że uczestnicy „będą żyli jak uchodźcy i z uchodźcami”. Przecież nie będą jak oni! Pana samego to nie razi?

- Nie jest możliwe, byśmy żyli jak uchodźcy, jeżeli nie mieszkamy w zbombardowanym mieście, nie tracimy najbliższych i przyjaciół i nie uciekamy ratując życie do innego kraju. My możemy próbować zrozumieć ich doświadczenie. Odbywamy podróż dokładnie trasą jaką przebyli uchodźcy i momentami w dokładnie taki sam sposób, ale to oczywiście w żaden sposób nie równa się doświadczeniu osób, które naprawdę te tragedię przeżyły. A kiedy mówię my – mam na myśli - 6 osób, 3 zadeklarowanych przeciwników przyjmowania uchodźców i 3 zwolenników. I oni swoje poglądy mają bardzo starannie przemyślane.

- Jak?

- Nie mogę za dużo zdradzić przed emisją. Odbywamy dwie najważniejsze rozmowy – pierwszą na samym początku podróży, druga na samym jej końcu. Zadaje uczestnikom niemal te same pytania, ale tym razem oni mają w głowie spotkania z setkami ludzi, pobyt w bardzo wielu obozach dla uchodźców i czasem dość ekstremalne doświadczenia zebrane na trasie 4 tys. km podróży. Co najważniejsze jestem pewny, że wszystkie wątpliwości , obawy i nadzieje i uczucia związane z uchodźcami w tym programie się znalazły.

- Mam wrażenie, że większość Polaków nie obawia się uchodźców, ale tego, że państwo nie poradzi sobie z nimi i ich potomkami. Wielu rodaków mieszka na Zachodzie, w sąsiedztwie muzułmańskich gett. I widzą, że nie poradziły sobie Niemcy, Francja...

- Tu pan dotyka jednego z najważniejszych problemów i ten temat też pojawia się w bardzo wielu rozmowach. Czasem te podziały biegną w poprzek rodzin. Na Lesbos spotkaliśmy bardzo ciekawą dziewczynę, która uchodźcom pomaga codziennie, a jej mąż jest ich obecnością przerażony i uważa, że ich wyspa w jakiś sposób przez nich umiera. I wszyscy nasi uczestnicy z nimi rozmawiali i zadali pytania, które wydały im się najważniejsze. Ale to tylko jedno z bardzo, bardzo wielu spotkań.

- To da się pokazać? To, czy państwo sobie nie poradzi wychodzi po latach...

- Tak. Z rozmów wynika jak wiele różnych błędów popełniono. Pokazujemy popełniane błędy. Jest różnica między tym, kiedy za pomoc uchodźcom bierze się państwo czy duże organizacje, a kiedy bierze się za to mała wspólnota. Konkretna rodzina, konkretna grupa ludzi np. w austriackiej wsi, w której byliśmy. Wracając do naszych uczestników – to bardzo ciekawi ludzie, którzy mieli bardzo dużo logicznych argumentów na obronę swoich racji.

- I byli tacy, którzy byli przeciwko, a teraz przyjęliby uchodźców? Tacy, którzy byli za przyjmowaniem, a dziś mówią, że nigdy w życiu?

- Nie mogę do końca zdradzić reakcji uczestników… Mówią inaczej. Powiem tyle, że ja sam zmieniłem swoje poglądy!

- I teraz jest pan przeciwko i powie, że „Islam nie przejdzie”?!

- Z tym co powiem musimy jednak poczekać do końca czwartego odcinka. Ale powiem ogólnie, że zmieniło się moje wyobrażenie o tym jak w ogóle pomoc jest udzielana i co można by zrobić inaczej. Dobrze by było, gdyby ludzie z ONZ czy politycy taką podróż odbyli.

- Czyli nie będzie antyPiS-owskiej agitki TVN, jak wielu się spodziewa?

-Raz jeszcze powiem, że moim zdaniem nie było jeszcze pomysłu na takie pokazania problemu by uwzględnić na ile to możliwe punkt widzenia jak największej grupy Polaków. Podróż sześciu osób ze skrajnie różnymi poglądami jest w tym wypadku ciekawsza niż jednego reportera np. moja, bo moje reakcje byłyby pewnie bardziej przewidywalne. Ten program miał próbować pomóc zrozumieć to, przed czym stają uchodźcy.

- Przecież tego przy okazji takiej „przygody” nie da się zrozumieć!

- W jakimś sensie nigdy nie zrozumiemy doświadczenia drugiego człowieka, bo nim nie jesteśmy, ale nie ma cienia wątpliwości, że ta podróż i setki odbytych rozmów, kolosalny bagaż doświadczeń na dwóch kontynentach ma większy sens niż seminarium urządzone w Warszawie w sali konferencyjnej nowoczesnego biurowca. Nawet jedna noc spędzona na łodzi w miejscu, w którym setki, jak nie tysiące ludzi utonęło, robi wrażenie. Jak trzeba być przerażonym, by wejść z dziećmi na 12-osobowy ponton w 50 osób!

- I wy z uczestnikami programu w 50 osób na takim pontonie?

- Oczywiście my nie mogliśmy narazić uczestników i byliśmy w 12 osób.

- No właśnie…

- Ale i tak to było naprawdę mocne doświadczenie. Tyle, że nikt nigdy nie odgrywał roli uchodźców bo po pierwsze nie było takiej intencji, a po drugie to niemożliwe.

- Ale taka była zapowiedź programu!

- To, że podróżowaliśmy tirem, łodzią czy na pace pickupa to nie była najważniejsza część tego doświadczenia. Choć chciałbym, żeby Pan to zobaczył i przekonał się jakie to robi wrażenie na ludziach, którzy przecież z tyłu głowy musieli i tak mieć przekonanie, że nie będziemy chcieli narażać ich życia. Najważniejsze były jednak spotkania z ludźmi, rozmowy. Uczestnicy tylko momentami będą doświadczali tego, czego doświadczali uchodźcy.

- W jaki sposób?

- Kiedy spaliśmy w obozie dla uchodźców, spaliśmy w takim samym namiocie, w tym samym niemal 50-stopniowym upale, nie mieliśmy wody do picia, nie mieliśmy gdzie się umyć, nie bardzo mieliśmy co jeść.

- Wszyscy wiedzieliście, że za chwilę będziecie mieli wodę i jedzenie!

- Absolutnie tak. Proszę mi jednak wierzyć, że nawet to robiło na nich wrażenie! Politycy, z którymi rozmawiałem o uchodźcach dziesiątki razy powołują się na swoje doświadczenia z pobytu w obozach dla uchodźców, tyle, że ich pobyt tam był bez porównania krótszy i bez porównania bardziej wyreżyserowany/

- Przecież to brzmi jak wycieczka kilku mieszczuchów, na których zrobiłyby wrażenie także wakacje na polskiej wsi, u mojej babci w latach 80!

- Zupełnie się nie rozumiemy. Każdemu reporterowi świata można na tej zasadzie postawić zarzut, że jest mieszczuchem i nic nie zrozumie. W jakimś sensie jestem mieszczuchem i byłem w Syrii, Libanie, Iraku, Libii, Jordanie i Strefie Gazy. Jakie to ma znaczenie, że po powrocie mieszkam w mieście.

- O nie, to złe porównanie. Reporterzy realnie ryzykują życie. Wiedzą, że wyjadą, ale znamy takich, którzy zginęli w pracy. Uczestnicy programów rozrywkowych dużej stacji nie ryzykują niczym. To safari.

- Po pierwsze mówi pan cały czas o czymś, czego Pan nie widział. Nie wierze, że użyje Pan tych słów, kiedy ten program Pan zobaczy. A po drugie np. w dniu, gdy przejechaliśmy do Erbilu przeprowadzono zamach na siedzibę lokalnego rządu, w którym zginęło wielu ludzi. Nasi uczestnicy byli tuz obok. Gdy spaliśmy w obozie dla uchodźców, reszta ekipy została w mieście 40 m dalej. Ochrona nie zgodziła się, by w nocy do nas przyjechali, bo na drogach znów grasują bandy z ISIS, albo zwykli gangsterzy. W tym miejscu wojna jest niemal zawsze tuż obok.

- Nie ma pan takiej obawy, że kiedyś zobaczymy w TVN program, w którym grupa uczestników spędza tydzień w obozie koncentracyjnym, „wcielając się”, żeby „poczuć jak to było”?

- Nikt się w nikogo nie „wcielał” i to już absurdalny zarzut. Nie jestem w stanie zrozumieć jak można uważać za kontrowersyjne przekonanie, że jeśli chce się lepiej zrozumieć dramat uchodźców to warto ich spotkać na całej trasie, którą musza pokonać w drodze do Europy i w końcu dotrzeć tam skąd uciekają. Nie mam cienia wątpliwości, że uczestnicy tego programu mają teraz więcej wiedzy na temat całego problemu niż 99% wypowiadających się na ten temat polityków. I to niezależnie od tego jakie mają poglądy.

Rozmawiał Mirosław Skowron

Nasi Partnerzy polecają