"Super Express": - Film "Tajne spec. znaczenia" był przez chwilę obecny w Internecie. Potem został zdjęty. Nie każdy, kto chciał, zdążył go obejrzeć.
Dr Piotr Gontarczyk: - Mnie się udało. Choć nie bez problemu.
- Jakie były pana pierwsze wrażenia?
- To sprawnie zrobiony film. Jest też rzetelny od strony faktograficznej. Autorzy dotarli do tych samych dokumentów, którymi dysponowaliśmy ze Sławomirem Cenckiewiczem. Ich rzetelna analiza jednoznacznie wskazuje na to, że Wałęsa był tajnym współpracownikiem SB na początku lat 70. Film dokładnie potwierdza to, co opisaliśmy w naszej książce "SB a Lech Wałęsa": okoliczności pozyskania TW "Bolka"; dowody na to, że na początku był współpracownikiem aktywnym, który za konkretne informacje pobierał od SB pieniądze; moment wyrejestrowania go z sieci agenturalnej SB oraz to, jakie ta sprawa miała znaczenie w najnowszej historii Polski. To wszystko się zgadza. Nic dziwnego - przywoływane fakty i dokumenty są tak oczywiste i jednoznaczne, że nie da się już ich odwrócić czy podważyć.
- Dowiedział się pan czegoś nowego?
- Dziennikarze zastosowali nieco inne metody badania przedmiotu niż my i wpadli na nowe tropy - dla mnie bardzo ciekawe. Np. relacje funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa czy ciekawostki tego typu, że kapitan Graczyk, który miał pozyskać Wałęsę, potem, w latach 80., po pijaku publicznie się tym chwalił.
- Rozumiem więc, że podpisałby się pod autorstwem tego filmu.
- Miałbym pewne wątpliwości. Nie podoba mi się kilka fragmentów przedstawiających całą sprawę wbrew faktom w sposób korzystny dla Wałęsy. W filmie występują jego dawni koledzy ze stoczni, na których on donosił i których spotkały konkretne represje ze strony władz. I jednocześnie słuchamy komentarzy na temat działalności Wałęsy z lat 1970-71, mówiących, że "starał się on wtedy robić, co się da". Czy tak miałaby wyglądać walka z reżimem - poprzez donosy na kolegów. Inny przykład łagodzenia całej historii dotyczy znikania dokumentów niewygodnych dla Wałęsy w latach 90. Słyszymy w filmie, że chciał on "zatrzeć ten incydent". Tylko tyle. A przecież tu nie chodzi o jakiegoś tam Lecha Wałęsę, ale o urzędującego prezydenta! W cały proceder wykradania i niszczenia niewygodnych dla niego dokumentów zaangażowany był potężny aparat państwowy, służby specjalne, prokuratura itd. To pokazuje, jak funkcjonowała wówczas głowa naszego państwa i konkretne instytucje publiczne, które dopuściły się po prostu szeregu przestępstw.
- Jakie znaczenie ma dla pana to, że film zrobili dziennikarze TVN?
- Duże, zważywszy na to, że telewizja wyjątkowo brutalnie i bezwzględnie atakowała naszą książkę. Jeśli ta stacja pokaże ten obraz, jestem ciekawy, jak zostanie przyjęty przez dziennikarzy (np. panią Kolendę-Zaleską), którzy wcześniej robili skandaliczne materiały na temat naszej książki. Byłby to również dowód na to, że prawda historyczna jest w stanie przebić się do opinii publicznej wbrew oporowi establishmentu politycznego, mediów, a nawet sądów.
- Dziś jednak Lech Wałęsa ma w IPN status pokrzywdzonego, a sąd lustracyjny oczyścił go z podejrzeń o kłamstwo lustracyjne w 2000 roku.
- Status pokrzywdzonego już od dawna w IPN nie istnieje. Duże wątpliwości budzą też okoliczności, w których został mu przyznany. Natomiast orzeczenie sądu lustracyjnego można określić jako intelektualne kuriozum i wyraz myślenia życzeniowego. To był wyrok polityczny, który z analizą faktów i dokumentów nie ma nic wspólnego. Wie pan, co zrobił sąd, gdy dotarły do niego akta śledztwa dotyczącego kradzieży dokumentów obciążających Wałęsę? Przerwał rozprawę i szybko ogłosił wyrok. Zupełnie je przemilczał, nikt Wałęsie nie zadał nawet jednego pytania w związku z tymi nowymi źródłami. Obie sprawy opisujemy w naszej książce.
- Dlaczego panowie tak konsekwentnie i uparcie zajmują się tą sprawą?
- Kim mamy zajmować się my, historycy, jeśli nie Lechem Wałęsą, który należy do kluczowych postaci najnowszej historii Polski? O jego współpracy z SB mówili jego najbliżsi współpracownicy już w latach 80. Jednak przełomem był rok 1992, gdy urzędujący prezydent trafił na listę tajnych współpracowników SB ówczesnego szefa MSW Antoniego Macierewicza. Obalono wówczas rząd i sprawa nie została wyjaśniona. Zamierzeniem Sławomira Cenckiewicza i moim było przerwanie pasma pomówień, plotek na ten temat i ujawnienie prawdy.
Piotr Gontarczyk
Historyk i politolog, współautor książki "SB a Lech Wałęsa"