Bajka, ale brutalna. I język. Szkoda pędzić przez "Demokratora", za dużo można stracić. Zabawa w poukrywane sensy i analogie dzięki lingwistycznej sprawności i pomysłowości narratora daje czytelnikowi to, czego w powieści szukamy: precyzyjny przekaz połączony z przyjemnością lektury.
Jest sobie świat Gorodopolis, a w nim Gubernator. To najlepszy z możliwych światów, bo walczy o pokój, mordując masowo, ale na równi swoich obywateli i wrogów, którzy się zmieniają. Nasi zwykli bohaterowie są rosyjsko-słowiańsko pogodzeni z losem i władzą, a wrogów też się pogodzi: "I wiedzą, że lepiej mieć ogrzewanie i jedzonko, niż kultywować jakieś stare niemądre przesądy o wolnościach, republikach i innych fikach-mikach". Odniesień do Rosji z początku XX wieku i do tej obecnej znajdzie czytelnik bez liku. Przedsiębiorstwo Gazdrom, dwóch najważniejszych polityków w Gorodopolis, którzy po kilku latach zamieniają się miejscami, rządząc dalej - to elementy Rosji współczesnej. Opisy doprowadzonej do perfekcji inwigilacji, propagandy, tortur, strzałów w potylicę i okrucieństw całkowicie zaakceptowanych przez ofiary - to model znany z orwellowskiego świata bez nadziei na bunt: "Niektórych groźnych złoczyńców udaje się ukarać, zanim jeszcze pierwszą zbrodnię popełnią". A wszystko to opowiedziane leciutko, na kontraście, płynącą prozą z wyraźnymi nurtami rosyjskiej literatury i naszej polskiej fantastyki. Osad, który zostaje po lekturze, wart jest dyskusji nie tylko o modelach współczesnej władzy i o zagrożeniach "demokratorów" posiadających "demokratyczny" wpływ na wszystkie sfery życia. "Demokrator" Goćka to powieść jak najbardziej polityczna, to mądra przyjemność serwowana bez zadęcia.