"Super Express": - Na jakiej podstawie twierdzi pan, że generał Stanisław Koziej był szkolony przez sowieckie GRU?
Piotr Gliński: - Takie opinie od dawna krążyły w przestrzeni publicznej, pojawiały się w mediach. Nie słyszałem, żeby p. Koziej je dementował. Wystarczy wspomnieć choćby artykuł w "Naszym Dzienniku" z 2011 r., który mówi o szkoleniu w sowieckim sztabie generalnym, które to szkolenie było zabezpieczane przez GRU.
- Ale czy zabezpieczanie przez GRU jest równoznaczne ze szkoleniem przez tę służbę?
- Dla mnie jest oczywiste, że jeżeli coś zabezpiecza GRU, to ma wpływ na dobór uczestników i sposób szkolenia. Ktoś, kto był przez lata ważnym funkcjonariuszem sowieckiej instytucji wojskowej, a takim był przecież Układ Warszawski, nie może dziś udawać, że nie miał nic wspólnego z sowieckimi służbami. W związku z tym jednak, że moje określenie było może mało precyzyjne, na Facebooku zamieściłem przeprosiny za brak precyzji.
- Generał Koziej tłumaczy, że jego bezpośrednim przełożonym był śp. pułkownik Ryszard Kukliński...
- Nie no, nie ma żadnego sensu, żeby pan Koziej zasłaniał się teraz pułkownikiem Kuklińskim. Natknąłem się na jego wypowiedź o tym, że nie opracowywał planów ataku na Europę Zachodnią, ale wykonywał inne rozkazy pułkownika. To żenujące, żeby człowiek, który przez kilkadziesiąt lat nie tylko był członkiem PZPR, bo w PZPR uwikłało się wielu normalnych ludzi, ale był członkiem egzekutywy partyjnej, i jest oczywiste, że pomagało mu to w karierze, teraz zasłaniał się bohaterem narodowym, jakim był pułkownik Ryszard Kukliński. Który wprawdzie trafił do komunistycznej armii, ale szybko zrozumiał, gdzie jest, i z narażeniem życia swojego i swojej rodziny walczył z systemem. Generał Koziej tytuł profesora zdobył w 1990 r. A więc na podstawie dorobku z czasu PRL, którego jednak w internecie znaleźć nie sposób.
- Skoro generał Koziej ma tak złą przeszłość, to jak to się stało, że znalazł się w rządzie deklarującego antykomunizm Prawa i Sprawiedliwości?
- Był w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza. Nie znam szczegółów jego nominacji. Wtedy ministrem obrony narodowej był Radosław Sikorski. Być może to jest jakieś wyjaśnienie. Koziej w rządzie był krótko, bo od listopada 2005 do lipca 2006 r., był podsekretarzem stanu, a nie szefem tak istotnego organu jak Biuro Bezpieczeństwa Narodowego.
- Mówi pan o Sikorskim i Marcinkiewiczu. Ich też ktoś jednak na stanowiska mianował.
- Tu już odbiegamy trochę od tematu. Ale możemy oczywiście porozmawiać o błędach personalnych prawicy, PiS czy Jarosława Kaczyńskiego. Który sam przyznaje, że kilkakrotnie pomylił się co do ludzi, którym powierzył odpowiedzialne stanowiska. Ale wyciągał z tego wnioski. Tomasz Lipiec, który był ministrem sportu, jeszcze za rządów PiS został pociągnięty do odpowiedzialności. Chciałbym, żeby tak samo do odpowiedzialności pociągani byli skompromitowani przedstawiciele innych ekip rządowych.