"Super Express": - Początek roku stoi pod znakiem znikających miejsc pracy w fabryce Fiata w Tychach. Zaczęły się już zwolnienia prawie 1500 pracowników, bo we Włochach obudził się gospodarczy patriotyzm i wolą produkować u siebie. To sytuacja, której można było uniknąć?
Piotr Duda: - Oczywiście, że można było. Przecież ta historia nie pojawiła się dziś czy wczoraj. Już od początku kryzysu w Europie było wiadomo, że przywódcy poszczególnych krajów będą się starali, aby ich firmy zwijały żagle za granicą i skupiły się na inwestycjach w państwach, z których pochodzą. Polski rząd też to doskonale wiedział, jednak tylko premier Tusk wypowiadał się, że w Unii nie ma miejsca na protekcjonizm gospodarczy i czekał na rozwój wydarzeń z założonymi rękami.
- Brak realizmu premiera?
- Wiara w to, że rynek wszystko załatwi. Nie załatwił. Jedyną osobą z PO, która starała się coś w tej kwestii robić, i trzeba mu to oddać, był Jerzy Buzek. Nikogo innego to nie interesowało.
- Może premier wiedział, że wobec nacisków na Fiata ze strony włoskich polityków on nie jest w stanie nic zrobić?
- Na pewno pan pamięta wypowiedzi prezesa Fiata, w których chwalił polskich pracowników i mówił, że fabryka w Tychach jest najlepszą, którą włoski koncern ma w Europie. Poza tym jeszcze za czasów Leszka Balcerowicza Fiat dostał preferencyjne warunki dla swojej inwestycji i miał zostać w Polsce na długie lata. Argumenty były więc w ręku polskiego rządu. Gdyby chociaż je wykorzystał! A tak rozmów żadnych nie było.
- Dużo mówimy o Tychach, bo to znamienny przykład. Spora część polskiej gospodarki opiera się na inwestycjach zagranicznych i jeśli nie zadbamy o to, aby zatrzymać je u siebie, gigantyczne zwolnienia, takie jak w fabryce Fiata, w warunkach niekończącego się kryzysu mogą stać się codziennością.
- Cóż, polski rząd działa od przypadku do przypadku i nie ma żadnej wizji rozwoju przemysłowego. Skrajnym przypadkiem jest tu przemysł motoryzacyjny. Dłużej tak być nie może, bo przecież wiemy nie od dziś dwie rzeczy - żaden przywódca europejski nie da zrobić krzywdy swoim gospodarkom i żadna magiczna ręka rynku nie uchroni miejsc pracy w przemyśle. Potrzebna jest tu aktywna polityka rządu i trochę zdrowego egoizmu.
- Egoizm tak, jeśli byśmy mieli choćby swoją markę samochodów. A nie mamy.
- Nie mamy, ale i w takim przypadku rząd może działać na rzecz polskiej gospodarki. Potrafimy kupować tysiące samochodów na zamówienie specjalne, choćby dla policji, w fabryce KIA, która znajduje się na Słowacji. A czy wyobraża pan sobie, że Niemcy czy Francuzi kupują pojazdy dla policji od firm spoza ich kraju?
- Średnio.
- Właśnie. Przecież pożądaną rzeczą byłoby, aby takie samochody, które i tak trzeba kupić, zamawiano w firmach, które produkują w Polsce. Proste, a napędza sprzedaż i zapewnia miejsca pracy tysiącom osób.
- Mądry Polak po szkodzie. Polski rząd też zmądrzeje i Tychy będą nauczką, że nie można biernie czekać?
- Ostatnio spotkałem się z premierem Piechocińskim. Widać, że ma zapał do pracy, ale czy na długo mu wystarczy, czy Donald Tusk i Jacek Rostowski dadzą mu rozwinąć skrzydła? Tego nie wiem. Wiem, że Tychy to niejedyny problem. Niedługo grupowe zwolnienia mogą spotkać LOT, w Bydgoszczy niedługo zniknie cała fabryka. Przykłady można mnożyć.
- Kolejne rzesze ludzi, którzy zasilą i tak już ogromną grupę bezrobotnych?
- Kolejni, którzy znajdą się bez utrzymania, i urzędy pracy, choć od dawna już wiedzą, że ci ludzie mogą stracić pracę, nie mogą nic zrobić, żeby aktywizować ich zawodowo. U nas niestety prawo mamy takie, że człowiekowi pomaga się dopiero, kiedy straci pracę. My chcemy, żeby pracownik płynnie przechodził z zakładu do zakładu. Tak jak jest choćby w Austrii. Tam, kiedy wiedzą, że pracownik będzie zwolniony, to już starają się go przekwalifikować tak, aby nie pozostał bez zatrudnienia.
- Wiele rozwiązań socjalnych moglibyśmy eksportować z Zachodu. Szczególnie kiedy pracę traci coraz więcej ludzi.
- Według raportu komisarza ds. zatrudnienia KE wynika, że Polska należy do tych krajów UE, w których pracownik, tracąc pracę, najszybciej wpada w ubóstwo, bo trudno mu znaleźć nowe miejsce pracy. Komisarz żąda wręcz od rządów tych krajów, żeby skończyć z tą sytuacją - aby lepiej szkolić ludzi, aby ograniczyć umowy śmieciowe. To mówi nie Piotr Duda, tylko komisarz KE. To wielkie zadanie, które stoi przed polskim rządem. Sytuacja jest dramatyczna i trzeba działać, a nie tylko obiecywać miejsca pracy. One znikają w zastraszającym tempie.
Piotr Duda
Przewodniczący NSZZ "Solidarność"