"Super Express": - Dziś przypada kulminacja protestów organizowanych w stolicy przez Solidarność, której pan przewodzi. Trzeba się bać?
Piotr Duda: - Tu się nie ma czego bać - tu trzeba być i głośno krzyczeć. Oczywiście demonstracja ma charakter cywilizowany, pokojowy. Przyjechali ludzie, którzy czują się lekceważeni. Przyjechali całymi rodzinami.
- Czy nie czuje się pan choć trochę odpowiedzialny za to, że mają powód, aby tu być i krzyczeć?
- Gdybym był kiedykolwiek posłem, senatorem czy premierem, to mógł-
bym się czuć za to odpowiedzialny. Ale nigdy nie byłem.
- Człowiek, któremu tylu ludzi ufa, nie ponosi odpowiedzialności?
- Cóż, staram się, aby liberalne, antypracownicze rozwiązania nie były wprowadzane w życie.
- I nie wychodzi...
- Odpowiedzialność spada na nas wszystkich. Na nas wszystkich w bardzo szerokim rozumieniu - na polskie społeczeństwo, które od 1989 roku nie potrafiło doprowadzić do równowagi pomiędzy gospodarką rynkową a polityką prospołeczną. Na razie w naszym kraju - zgodnie z konstytucją, która tu obowiązuje - na papierze mamy gospodarkę społeczno-rynkową, ale w praktyce jest to gospodarka oparta na fundamencie dziewiętnastowiecznego kapitalizmu.
- Zapytam jak Lenin: co robić?
- O tym niedługo będą decydować wyborcy. My - Solidarność - chcemy im uświadomić, jak z perspektywy polskiego pracownika obecny rząd nie rządzi.
- Dodajmy: rząd pod rząd, tzn. sformowany przez partię wygrywającą wybory za wyborami.
- Jestem przekonany, że Polacy kolejny raz oszukać się nie dadzą.
- I z przeklętej zielonej wyspy zabierze nas Jarosław Kaczyński?
- Nie mam zamiaru podpowiadać, na kogo należy głosować.
- Komisja Trójstronna - która teoretycznie powinna pozwolić Polakom komunikować się bez palenia opon na ulicach - dysfunkcyjna była już w czasach rządów Jarosława Kaczyńskiego...
- Co jest skutkiem tego, że ministrem odpowiedzialnym za Komisję Trójstronną zawsze zostaje człowiek wywodzący się ze słabszego koalicjanta, czyli de facto człowiek, który na posiedzeniu Rady Ministrów ma niewiele do powiedzenia. Ale dialog wynika jeszcze z czego innego - z tego, że się w ogóle chce rozmawiać. Dialog powinien być czasem próbą przedstawienia swoich prawd, a nie próbą oszukania drugiej strony. Nie obejdzie się też bez zaufania. Bo można przygotować najlepszą ustawę o dialogu społecznym i posiadać instrumenty do jej wprowadzenia, ale aby to się udało, do końca potrzebni są jeszcze ludzie. Odpowiedni ludzie. Tacy, którzy dialog czują i faktycznie chcą wypracowywać z drugą stroną dobre rozwiązania, a gdy trzeba, to przyznać się do błędu zamiast twierdzić, że mają patent na mądrość.
- Jakie postulaty stały się ofiarą niespełnionego dialogu?
- Przede wszystkim postulat obywatelski dotyczący zmiany konstytucji w obszarze, który dopuściłby możliwość ogólnokrajowego referendum. Polacy chcą w Polsce żyć społecznie - chcą się organizować - ale musimy im w tym pomóc. Proszę bardzo, Solidarność zebrała dwa i pół miliona podpisów pod wnioskiem o referendum krajowym w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego. Albo przykład rodziców sześciolatków, którzy zebrali milion podpisów. Lecz cóż z tego, gdy koalicja rządowa mówi: nie! I wyrzuca to do kosza. I właśnie dlatego należy poczynić takie zmiany, aby po zebraniu odpowiedniej liczby podpisów politycy dali nam możliwość wypowiadania się w bardzo ważnych sprawach przy urnach referendalnych. To nie wyczerpuje ofiar udawanego dialogu. Oto kolejne: postulat powrotu do wieku emerytalnego sprzed reformy, a także elastyczny czas pracy, umowy śmieciowe, płaca minimalna - to wszystko, co gnębi Polaków.
- Rząd rządem, idee gospodarcze ideami gospodarczymi, ale w obliczu takich a nie innych tendencji demograficznych pewnych praw pracowniczych nie da się utrzymać na dotychczasowym czy wcześniejszym poziomie...
- Proponowane przez nas rozwiązania byłyby właśnie ratunkiem dla dzietności w Polsce.
- Chce pan powiedzieć, że za pańszczyzny albo w Łodzi z okresu "ziemi obiecanej" uciskani ludzie nie mieli licznego potomstwa? Przecież Zachód przestał się reprodukować, kiedy ludzie zaczęli mieć tak dużo pieniędzy i tak dużo czasu dla siebie samych, że za mało dla dzieci...
- Dzisiaj świadomość młodych ludzi jest całkowicie inna. Jeżeli jesteśmy przy umowach śmieciowych i rozpaczliwie niskich zarobkach, to nie trzeba się mądrzyć, urządzać konferencji naukowych itp., żeby wytłumaczyć, dlaczego młodzi ludzie nie chcą posiadać dzieci. Młodzi ludzie nie decydują się na posiadanie potomstwa, bo nie czują stabilizacji zawodowej i zabezpieczenia materialnego. Pracując na umowę-zlecenie za 1600 złotych brutto o posiadaniu dziecka, owszem, można pomarzyć. Ludziom odpowiedzialnym - a tacy dziś są młodzi Polacy - pozostają w takiej sytuacji tylko marzenia. Nie decydują się na posiadanie potomstwa, skoro samych siebie nie mogą utrzymać.
- Czy w rządzie Donalda Tuska jest ktoś, kto mógłby pełnić rolę łącznika ze związkowcami? Ktoś kogo uznałby pan za osobę rozsądną?
- Były takie osoby, ale już ich nie ma.
- O! To poproszę o nazwiska.
- Nie mogę ich poddać, bo to byłby dla nich pocałunek śmierci.
- No dobrze, rząd jest jaki jest. Może jednak po kilkudniowych demonstracjach czas będzie wrócić do rozmów w Komisji Trójstronnej? Mimo tych jej słabości, które pan wyliczył.
- Nie. Nie będzie powrotu do rozmów, dopóki rząd nie spełnił postulatów, które też już wyliczyłem. Na dobry początek powinien odejść pan minister Władysław Kosiniak-Kamysz.
- Krótko: OFE czy ZUS?
- Solidarność chce, aby emerytury Polaków były jak najbardziej bezpieczne, zagwarantowane i w odpowiedniej wysokości. Tylko to nas interesuje, a nie działania wojenne prowadzone przez OFE czy ZUS. Natomiast podwyższenie wieku emerytalnego przez premiera Tuska nie ma nic wspólnego z troską o polskiego emeryta. Tak samo likwidacja OFE. To jest tylko łatanie dziury budżetowej. Kilkanaście lat temu wielu posłów firmujących obecny rząd głosowało za OFE. A dzisiaj mówią, że ta reforma jest zła. Grzebanie co kilkanaście lat w kwestii tak ważnej dla szesnastu milionów osób ubezpieczonych jest po prostu niebezpieczne. Nie tędy droga!
- W powietrzu wisi jeden postulat: obalić ten rząd! Czy nie obawia się pan, że rozmyje on pozostałe postulaty?
- Cóż, jeżeli potencjalny uczestnik dialogu nie chce rozmawiać, to trzeba go zmienić. Zwracaliśmy się do rządu z konkretnymi problemami, ale ten rząd chce trwać, a nie rozwiązywać problemy obywateli.
- A słyszał pan o poradniku udostępnianym przez Ambasadę RP w Kopenhadze?
- Niestety słyszałem. Oto jak jest: polski rząd uczy gnębić pracowników nawet poza granicami naszego kraju. Liberalna ręka rządu Tuska sięga nawet do Danii - składa się w pięść i uderza w pracowników.
- No to, żeby jeszcze się podenerwować: a słyszał pan opinię Jeremiego Mordasewicza, że większe zarobki będą możliwe po zwiększeniu wydajności pracy?
- Jak mam to skomentować? Cały pan Mordasewicz we własnej osobie. Gdyby było tak, jak mówi, to byśmy dzisiaj mieli wynagrodzenie na poziomie niemieckich pracowników. Bo jesteśmy tak samo wydajni. Od Niemców odróżnia nas płaca.
- Dużo gorzkich słów padło w tym wywiadzie odnośnie do osoby Donalda Tuska. Na koniec wariant optymistyczny: a jeżeli on się zmieni?
- Ponoć nigdy nie mówi się nigdy. Ale coraz mniej w to wierzę.
Piotr Duda
Przewodniczący Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność"