Tomasz Hypki: Piloci byli po prostu źle wyszkoleni

2010-06-02 11:12

Najnowsze dane o przebiegu katastrofy w Smoleńsku komentuje ekspert ds. lotnictwa Tomasz Hypki. Jego zdaniem obecność generała Błasika w kabinie była niepotrzebna, tylko stresowała pilotów. Sami piloci zignorowali wskazania systemu TAWS, co sugeruje, że byli źle wyszkoleni.

"Super Express": - Wiemy już, że w chwili katastrofy szef lotnictwa gen. Błasik był w kabinie pilotów.

Tomasz Hypki: - I jego obecność była kompletnie niepotrzebna. Pracownik wykonujący każdy zawód staje się nerwowy, gdy szef zaczyna patrzeć mu na ręce. Taka presja mogła mieć zły wpływ na pilotów.

Przeczytaj koniecznie: Zapis stenogramów z ostatnich minut lotu tupolewa

- Wiadomo jednak, że loty z politykami i VIP-ami wyglądają inaczej od tych, które znają pasażerowie linii cywilnych. W tych nie do pomyślenia są wizyty w kabinie…

- Wyglądają inaczej, ale nie w momentach krytycznych! VIP-y wchodzą do kabiny pilota, ale kiedy leci się na wysokości 10 tys. metrów, kiedy działa autopilot. Choć szczerze mówiąc lepiej, żeby tego nie praktykowano i kabina była zamknięta cały czas. Nie do pomyślenia jest jednak, by ktoś kręcił się w kokpicie w chwili startu, lądowania albo turbulencji! W takich chwilach każdy, kto tam stoi, jest zagrożeniem, nawet fizycznym. Samolotem może zachwiać, ktoś może się przewrócić.

- Niektórzy bronią generała i mówią, że zdając sobie sprawę z sytuacji, mógł chcieć pomóc…

- Bzdura! Cóż on mógł pomóc w takiej sytuacji? Gdyby powiedział im na ostatnich stu metrach: w górę, przerywamy podchodzenie - wówczas by pomógł. Każde inne zachowanie przeszkadza. Wyobraźmy sobie, że kierujemy samochodem i obok siada ktoś, by nam "pomagać". Nie ma takiej możliwości.

- Część ekspertów mówiła, że współwinni katastrofie są pracownicy wieży, którzy nie podali polskim pilotom właściwego ciśnienia. Przez to mogli mieć trudności z określeniem wysokości.

- Nie zgadzam się z tą opinią. Edmund Klich, który słyszał zapis z czarnych skrzynek, stwierdził, że załoga wiedziała, na jakiej jest wysokości. Piloci wymieniali kolejno 100, 90 i 80 metrów. Nie może być mowy o niewiedzy. Po drugie zadziałał system TAWS, który był ustawiony na 123 metry i od tej wysokości nakazywał im, by się wznosili. Oczywiście nie można wykluczyć, że podane ciśnienie było złe. Z nagrań wynika jednak, że doskonale wiedzieli, że są poniżej 100 metrów.

Poniżej pułapu, którego nie mogą przekroczyć. Usprawiedliwiałaby ich tylko awaria samolotu, gdyby maszyna spadała. Ale to znalazłoby się w nagraniach. Informowaliby o tym. Tymczasem nic ich nie usprawiedliwia. Gdyby którykolwiek Czytelnik "Super Expressu" jechał 150 km na godzinę kiepską drogą, to nikt nie zastanawiałby się, czy dziur w jezdni było więcej czy mniej, czy mgła była za gęsta. Winny byłby kierowca przekraczający prędkość. Tak samo jest z samolotami. Po prostu nie schodzi się poniżej wysokości określonej przepisami.

- Według pana wina leży zatem po stronie pilotów? To oznaczałoby niepierwszy taki przypadek w ostatnich latach…

- Ta wina bierze się z błędów systemowych. W siłach powietrznych, a właściwie całym Ministerstwie Obrony Narodowej, poziom szkolenia jest fatalny. Najgorsze jest to, że minister Bogdan Klich zamiast zrobić z tym porządek, za każdym razem stara się to usprawiedliwiać. Mamy kolejne katastrofy i kolejne tłumaczenia: że niefrasobliwość, zabrakło żołnierskiego szczęścia. A ja twierdzę, że piloci byli po prostu źle wyszkoleni. Bo nie ma wystarczającej ilości paliwa, symulatorów, szkoleń na poziomie i instruktorów… Minister Bogdan Klich tej sytuacji już nie naprawi. Powinien się tym zająć już jego następca.

Tomasz Hypki

Ekspert ds. lotnictwa i bezpieczeństwa, wydawca pism "Skrzydlata Polska" i "Raport - wojsko, technika, obronność"